środa, 22 maja 2013

Rozdział 47


 Uniosła wzrok słysząc jak Sebastian wkroczył do mieszkania. Zaklął czując jak zderza się z walizką. Zaskoczony spojrzał na bagaż stojący w przedpokoju. Poprawił torbę i wszedł dalej. Blondynka uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Cześć – nachylił się całując ją czule – Co to za walizka? - wskazał na drzwi.
- Kamila przenosi się do nas. No w weekend jedziecie, więc sobie razem spożytkujemy wolne od dwu Salbertów – oznajmiła wstając. Roześmiał się w głos i kręcąc głową zniknął w sypialni. Magda przeszła do kuchni. Zerknęła na blat. Nie uśmiechało jej się to, że po raz kolejny spędzi weekend bez niego. Nie uśmiechało jej się to, że znów Sebastian będzie odsypiał pół dnia cały weekend. Chciała go mieć cały czas dla siebie. Myślała egoistycznie ale powoli nie daje rady. Co weekend gdzieś jeździ, co weekend nie ma go obok. Zagryzła wargę patrząc na okno. Czemu raz nie może powiedzieć 'Kochanie nigdzie nie jadę!' ? Wcisnęła dłonie do kieszeni spodni i odwróciła się do kuchenki. Księciunio jest na pewno głodny.
                                               Pisnęła wpatrując się w niego z zaskoczeniem. Brunet był bardziej zaskoczony jej miną niż piskiem, który wydobył się z jej gardła.
- No co?
- Sebek to twoja mama. TWOJA! - zaakcentowała czując rosnącą panikę. A on roześmiał się w głos. Ściągnęła brwi nie rozumiejąc jego rozbawienia.
- No to co? Boisz się?
- Wiadro – warknęła zrezygnowana – Oczywiście – objął ją ramieniem i cmoknął jej skroń. Uniosła wzrok na niego.
- Kochanie, mogę zapewnić, że moja mama nie jest psychopatką. Nikt cie tam nie zabije i nie zakopie – mruknął.
- Może dla ciebie nie... Ale dla mnie to może już inaczej wyglądać – rzuciła. Roześmiał się w głos. Bała się i nawet tego nie ukrywała. Nie wiedział jak to interpretować. Westchnął i złapał jej dłonie.
- Madzia – spojrzał w jej oczy – Przypominam, że obiecałaś mi. Powiedziałaś, że kiedyś pojedziemy do Mikołowa. I jak nagle mam wolny weekend ty zaczynasz się bać – odparł. Ściągnęła brwi.
- Widzisz – rzuciła – Powiedziałam ci, że pojedziemy ale jak się z tym psychicznie nastawię. Zresztą to będzie twój pierwszy weekend bez koncertów i zamiast spędzić go tylko ze mną to wolisz znów gdzieś jechać – mruknęła ze złością. Westchnął. Przypatrywała mu się tym pełnym wyrzutu wzrokiem.
- Wiem, ale obiecałem... Zresztą z tobą spędzę całe życie, aż się mną zbrzydzisz. I cały jutrzejszy dzień do tego, bo nie chce mi się do pracy jechać – oznajmił z powagą. Ściągnęła brwi przypatrując mu się w skupieniu. Pokazała mu język.
- Jesteś okropny – rzuciła. Zaśmiał się cicho.
- Też cie kocham – cmoknął jej czoło zamykając ją w swoim uścisku.
                                                         Uniósł powieki i zerknął na puste miejsce obok. Co to ma być? Wyciągnął rękę do tyłu i złapał za telefon. Trzecia dwadzieścia. No ona oszalała? Westchnął zrezygnowany i naszła go ochota, żeby przywiązać ją do łóżka i kazać spać dopóki nie wypocznie. Zauważył ostatnio u Magdy nocne przesiadywanie nad książkami. I tak ślęczała do trzeciej, wstawała po ósmej i goniła na zajęcia. Tam do dwudziestej lub szesnastej. Nie wytrzyma długo. Nie da sobie rady. Usiadł. No przywiąże ją do łóżka. A obiecała mu, że w nocy uczyć się nie będzie. To co, że w tym roku pisze licencjat? Ona, ze swoją wiedzą i pasją, da sobie radę z pracą. Powoli podniósł się. Nie pozwoli jej się wykończyć. Wszedł z impetem do pokoju ale zaskoczony zdał sobie sprawę, że tu nikogo nie ma.
Siedziała na balkonie paląc kolejnego papierosa. Słuchała Marcina w skupieniu psiocząc pod nosem. Otuliła się szczelniej kocem.
- Ale ja sobie poradzę – oznajmił blondyn.
- Marcin masz przyjechać – rzuciła ze złością
- Bo?
- Ja pojadę po ciebie i przy okazji zabije tę labadziarę – rzuciła ze złością.
- Mała spokojnie. Nie musisz, nie warto – odparł. Blondynka wywróciła oczami. Oczywiście, że i tak jej przyłoży. Aż jej się bigos z komunii odbije. Za to co zrobiła. Blada łajza... Ogarnęła ją wściekłość i nawet tego nie ukrywała.
- Ale nie rycz – rzuciła płaczliwie słysząc świst w słuchawce – Bo będę ci wyć do słuchawki – dodała. Usłyszała parsknięcie.
- Tobie...
- Nie jest mi to łatwo mówić. Bo sama jestem w podobnym związku. Znaczy no wiesz chodzi o staż – mruknęła unosząc wzrok. Sebastian stał po drugiej stronie drzwi i przypatrywał się jej w skupieniu. Pokręciła głową i ponownie spojrzała na miasto.
- Ale ty byś sobie poradziła... Bo jesteś zajebiście silna psychicznie – oznajmił.
- Nie – pokręciła głową – Nie w tej sytuacji – mruknęła. Blondyn uśmiechnął się. Oczywiście, że był szczęśliwy. Bo Magda miała kogoś, kto szanował ją, kochał za to jaka jest. Może początkowa niechęć do Sebastiana teraz odeszła. Zrozumiał, że to nie ta sama śpiewka.
- No, no... A jak się czujesz z tym, że poznasz jego mamę? - ściągnęła brwi
- Przeraża mnie to – rzuciła z powagą. Usłyszała jego uśmiech i poczuła się lepiej.
                                   Spojrzał na nią, gdy weszła do sypialni.
- Jeszcze nie śpisz? - zdziwiła się
- Uciekłaś – oznajmił z powagą. Wsunęła się na łóżko dalej otulając się kocem. Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Przepraszam – mruknęła wsuwając się pod kołdrę. Objął ją czując jak drży z zimna. Jęknął czując jej chłodne stopy wsuwające się pomiędzy jego łydki.
- Co u Marcina? - potarł jej ramiona. Westchnęła zagryzając wargę.
- Kupię kuszę, serio – mruknęła – Ta labadziara wywaliła go dzisiaj z mieszkania. Bo się jej znudził – dodała. Była wściekła i on to rozumiał. Wiedział o tej dziwnej przyjaźni jaka zrodziła się między nimi. Nie przeszkadzało mu to. Ale wiedział, że Marcin za nim nie przepada. Nie wiedział skąd to się wzięło. Ale działało to w obie strony.
- Ale po co ci kusza?
- Żeby odstrzelić jej ten parszywy łeb – warknęła. Uśmiechnął się. To co mówiła bawiło go niezmiernie. Jak była wściekła potrafiła odgrażać się wszystkim i w każdym języku który znała. Cmoknął jej czoło.
- Już się nie denerwuj – mruknął – Najwyraźniej ta dziewczyna nie była go warta w jakikolwiek sposób
- Oczywiście, że nie była. No proszę cię – złość zaczęła ustępować senności. Uśmiechnął się.
- Żadna plastikowa tyczka na fasole nie będzie mojego brata wodzić za nos – rzuciła. Zaśmiał się cicho i spojrzał na nią. Wtuliła się w niego.
- Rozumiem – zamknął oczy – Ale idziemy teraz spać?
- Idziemy. Jutro skonstruuje ten miecz zagłady – szepnęła zamykając oczy.
Tym co zerwało go ze snu to dźwięk jego telefonu. Zapomniał o budziku. Złapał za niego, nim Magda się obudzi. Niech w końcu się wyśpią. Oboje... Każdemu się to należało. Wyłączył go.
- I tak słyszałam – rzuciła blondynka czując jak przytula się do niej. Uśmiechnął się do niej.
- Wybacz – cmoknął jej kark. Mruknęła odwracając się do niego twarzą. Wtuliła się w niego czując jego miarowy oddech na ramieniu. Uśmiechnął się pod nosem.
                                                Walizka spoczęła w bagażniku. Magda spojrzała na niego z pewnymi obawami. Uśmiechnął się.
- Nie rozumiem co cie przeraża. Jak tylko coś ci się nie spodoba to powiesz na głos – pocałował ją. Wyjechali w piątek po zajęciach. Magda nie chciała odpuścić sobie jednego dnia. Zagryzła wargę.
- Wiem – rzuciła. Nie musiała mu mówić, że wypytała Kamilę o jego mamę. I była przerażona. Sebastian był ukochanym syneczkiem swojej mamy. Wojtek tak się nie liczył. Bo Sebuś, to był Sebuś. I żadna siła nie była w stanie tego zmienić. Może i nie była zbyt zaborcza ale nie ukrywała, że martwi się o swoich synów. Namawiała ich do powrotu na Śląsk. Od wielu lat to powtarza. 
-----------------------------------------------------
Herzlich wilkomenn !
Wróciłam, ale nie dlatego że komputer sie naprawił. Bo ile można czekać?
Ale jestem!