środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 50

                        Wpatrywała się w śpiące miasto. Czuła się bardziej rozdarta niż w dniu gdy postanowiła powiedzieć mu co czuje. Bo z jednej strony od zawsze chciała spełniać swoje marzenia. A z drugiej nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że miałaby go na rok opuścić. Ten staż był jej marzeniem od rozpoczęcia studiów. Rok w Szwecji, która ją fascynowała, był tym co chciała zrobić. A później pojawił się Sebastian. I to nie odeszło w bok, raczej w zapomnienie. Arkusz zgłoszeniowy spisany na szybko, na kolanie nie przykuł jej uwagi. Takie rzeczy, wbrew pozorom, robiła spontanicznie. Westchnęła cicho otulając się kocem. Dwanaście miesięcy ma spędzić z dala od niego. I to w ciągłości. Nie wiedziała czego chce. Nie wiedziała co ma zrobić. Pięćdziesiąt dwa tygodnie z dala od Polski. Na pewno przez ten cały okres spędzili bez siebie więcej niż ten czas. Trzysta sześćdziesiąt dni bez niego nie było czymś fascynującym. Wiedziała na co się pisze, wchodząc w ten związek. Ale nie żałowała absolutnie żadnego dnia spędzonego z nim. Oparła głowę na rękach.
                               Wpatrywał się w sufit. Nie spał, nie mógł. To co przeczytał i co widział w jej oczach nie napawało go optymizmem. Bo to w końcu dwanaście miesięcy. Z dala od niej. Nie spodziewał się, że to ona nagle powie, że wyjeżdża. I to nie na stałe. Ale na pięćdziesiąt dwa tygodnie. I to ten czas sprawia, że on panikuje. Bo teraz czeka na niego jeszcze powrót do Mikołowa. A przecież razem z nią miał przestąpić próg ich domu. To z nią miał zacząć tam nowy rozdział swojego życia. Ma to odwiesić na rok? Niemożliwy ból ścisnął jego serce. On wyjeżdżał. Wiedział o tym, i wiele razy powtarzał jej, że nie musi czekać. A ona? Kazała mu się zamknąć i jechać. Bo wiedziała, że muzyka jest jego pasją. Nakrył twarz, dłońmi. A teraz, ten egoistyczny dupek siedzący w nim, każe jej zabronić. Każe mu powiedzieć jej, że nie może wyjechać. Ból promieniujący z serca rozchodził się na całe ciało. Zamknął oczy. Pamięta doskonale ich pierwsze spotkanie. Skąd mógł wiedzieć, że niska, chuda blondynka wywoła swoim wpisem ogromną burzę. Czuł się upokorzony. Pamięta ich przypadkowe spotkanie. Pamięta doskonale każdą chwilę spędzoną z nią. Jak na nowo poznawał miasto, ludzi i życie. Bo Magda mimo swojego opanowania, była, na przekór, nieprzewidywalna. Miała w sobie wiele samozaparcia. Małymi kroczkami spełniała swoje plany. I wiedział, że ten staż również był planem, celem, marzeniem. Wiele razy powtarzała, że ten skandynawski kraj swoiście ją fascynuje. Czego on się tak naprawdę bał?
                                    Wpatrywała się w miasto z perspektywy Katedry. Nie zmrużyła oka nocą. Nie mogła... To co czuła było jednym, czego chciała – drugim, a Sebastian – trzecim. Problem, bo jak inaczej to nazwać? W ciągu jednego kwadransa jej sielanka została przerwana. Nie krzyczał, nie wpadł w wściekłość. Po prostu wstał i gdy nie odpowiedziała, na proste pytanie wyszedł. Zadał proste pytanie a ona nie potrafiła udzielić mu wyczerpującej odpowiedzi. Bo z jednej strony naprawdę chciała wyjechać. Ale z drugiej, ta bezgraniczna miłość, którą go darzyła nie pozwalała jej zrobić to o czym marzyła. Nie był to zwykły związek. Walczyła o to jak lwica. Od początku. Najpierw wypierała się tego uczucia, które rozgorzało w jej sercu. A przecież Sebastian jest od niej o ponad dekadę starszy. Potem musiała przedstawić go ciotce. A wiedziała, że jej ukochani opiekunowie na pewno przetrzepali całą jego przeszłość. Nie mogła zrobić nic. Uczucie które wiązało jej się z nim było bezkresne. Uwielbiała w nim absolutnie wszystko. Uwielbiała w nim jego napady złości, jego szeroki uśmiech, jego zaciąganie gwarą. I to jak wiele godzin spędzili na rozmowach, debatach. Bo podbił jej sercem zwykłym byciem. Westchnęła ciężko przypatrując się miastu. Kochała Poznań zupełnie tak samo jak Bałtyk. Wychowała się przecież nad morzem.
                                   Wszedł do kuchni, ale po Magdzie nie było najmniejszego śladu. Zasępił się. Przecież miał powiedzieć jej. Chciał ją wsadzić w ten przeklęty autobus i wysłać do Szwecji. Przecież ufał jej bezgranicznie. I wiedział, że wróci. Zatrzymał wzrok na oknie czekając aż czajnik wyłączy się. Powinien sprawiać, że jest szczęśliwa. Wiedział w co pakuje się, wiążąc się z Magdą. Dziewczyna była o ponad dziesięć lat od niego młodsza. Z początku było to brzemię, teraz już nie widział tej różnicy. Bo ona była wyrozumiała, spokojna, opanowana i uwielbiał z nią rozmawiać. Blondynka posiadała szeroki wachlarz zainteresowań. Wielogodzinne debaty nie zmieniły się, gdy zaczął formalnie nazywać ją swoją ukochaną. Bo ta formalność nie zmieniła w ich życiu wiele. Nadal byli dla siebie przyjaciółmi. I co najważniejsze to Magda nauczyła go ponownie kochać. Od czasów Bereniki żadna kobieta nie paliła w nim takiego ognia. Nie wiedział co ma zrobić. Nie wiedział nic. Czuł się zagubiony jak małe dziecko. Ta wiadomość o jej wyjeździe podziałała jak kubeł zimnej wody. Bo jak to ona może wyjechać? Zalał kubek z kawą wrzątkiem. Otoczył go zapach szczęśliwego poranka. Jakże to dziwne, że są piosenki, dania i zapachy kojarzące się z czymś. Tylko z czymś.
                                 Wpatrywała się w miasto czując jak autobus tłucze się po dziurach i korkach. Wiedziała co mu powie, wiedziała co zrobi. Nie wyjedzie. Nie mogła zostawić go. Pogrzebie żywcem jedno ze swoich marzeń. A nawet nie wiedziała czy warto. Bo to, że kochała go bezgranicznie nie zmieniało faktu, że nie siedziała w jego głowie. Nie wiedziała ile prawdy jest w słowie kocham. Nie wiedziała ile uczucia jest w tym małym pierścionku, który nosiła na palcu. Prezent. Właśnie, nie pojechali w ogóle do jej wujostwa. A mieli to zrobić. Może powinna z nim o tym porozmawiać?
                                      Wychodził z mieszkania gdy stanął twarzą w twarz z blondynką. Poderwał się i napotkał spojrzenie jej karmelowych oczu. Ogromny kamień ulgi spadł z jego serca. Bo była cała. Chciał coś powiedzieć, gdy zakneblowała go pocałunkiem. Mruknął wplatając intuicyjnie palce w jej włosy. Zacisnęła palce na jego koszulce nakazując mu by zawrócił. Zamknęła drzwi czując jak jego dłonie niecierpliwie wdzierają się pod jej koszulkę. Zamruczała. Wsunęła palce w jego włosy.
                                 Zamknęła oczy czując jak całuje jej kark. Było jej bardzo ciężko. Bo to co teraz powie zabije jedno z jej marzeń. A ona poczuje się źle. Odwróciła się do niego. Spojrzał na nią.
- Nie jadę nigdzie – szepnęła. Zaskoczony spojrzał na nią. Co ona powiedziała? Że nie chce? Egoista zaklaskał w ręce a on poczuł się źle. Bo to przez niego postanowiła zostać w Polsce. Wiedział doskonale jak bardzo zależało jej na tym.
- Co?
- No nie jadę. Nie potrafię wyobrazić sobie tego czasu bez...
- Jedź – wpadł w jej słowo. Scentrowała wzrok na jego twarzy.
- Co?
- Zrozumiałem, że ten wyjazd to jedno z twoich marzeń. A nie jestem tu żeby cie ograniczać. Musisz tam pojechać. Inaczej ja nie będę szczęśliwy. Tak jak ty – oznajmił. Magda spojrzała na niego zaskoczona. Pozwala? Popiera? Widziała w jego oczach ból. Widziała w nim te wahanie, które i ona miała. Cmoknął jej czoło.
- Kocham cie i wiem, że wrócisz. To tylko rok. Przecież ja wyjeżdżam też i na pewno ten czas spędzony na koncertach to więcej niż dwanaście miesięcy – mruknął obejmując ją ciasno. Wtuliła się w niego.
- Ale nie ciągle – mruknęła
- Wiem. Ale czasami musi tak być – spojrzał w jej oczy – I jak wrócisz to będę czekać. Cierpliwie – cmoknął jej usta. Mówiąc to coś ścisnęło jego wnętrzności. Decyzja została podjęta. Magda wyjeżdża. Na roczny staż. Miał ochotę płakać. Bo po co on teraz zaczął budować ten pieprzony dom?!
                               Zacisnęła zęby czując jak autokar rusza. Nie odwracała się. Nie miała ochoty. Bo zatrzyma autokar i wysiądzie. Nie potrafiła się postawić. Bo egoistka siedząca w jego wnętrzu siedziała cieszyła się. Ale jej serce pękało. Bo rok to bardzo dużo. Kochała i kochać będzie więc nie mogła się bać, że coś się stanie po drodze.
                               Dwa miesiące później

Blondynka usiadła czując jak zbiera jej się na wymioty. Nie wiedziała co się z nią działo. Z początku wmawiała sobie zmianę klimatu i zmianę diety. Ale nie trwało to dłużej niż dwa tygodnie. Minęły kolejne trzy a jej się nie poprawiało. Poczuła jak uderza w nią fala gorąca.
- Magda myślę, że powinnaś pojechać do szpitala – opiekun stażu w Szwecji nachylił się nad nią. Podniosła wzrok czując jak zaczyna brakować jej oddechu. Westchnęła.
- Już – mruknęła podnosząc się. Mężczyzna złapał ją za rękę i objął w ostatniej chwili gdy traciła świadomość.
                                            Przypatrywał się mailowi i coś go ścisnęło w środku. Co tydzień pisał jej co słychać a ona zdawała mu szczegółową relację ze Szwecji. Uśmiechnął się. Jeszcze trochę czasu i wróci do niego. Nie było mu tak źle, gdy myślał już o jej powrocie. Ściągnął brwi słysząc dzwonek komórki. Na wyświetlaczu pojawił się numer Łukasza. Zaciekawiony podniósł telefon i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Co jest?
- Musisz przyjechać do nas. Magda wróciła ze Szwecji – na te słowa zerwał się zaskoczony.
- Jak to wróciła? - poderwał się.
- Przywieźli ją stamtąd – oznajmił czując jak wszystko w nim dygocze z nerwów. Zerknął na rodziców, którzy nie mogli otrząsnąć się.
- Ale co się stało? - pisnął Salbert z przerażeniem.
- Jest w ciąży – oznajmił a brunet opadł na krzesło. Chwilę później do pokoju wpadł Wojtek i spojrzał na brata, który najzwyczajniej w świecie płakał. Zaskoczony zatrzymał się w drzwiach. Brunet rozkleił się jak małe dziecko. Ale co się stało?
- Sebastian? - rzucił z niepokojem.
- Jadę do Magdy – zerwał się z miejsca. Zostawił osłupiałego Wojtka, wytwórnie i wszystko inne. Musiał znaleźć się teraz u niej, przy niej.
---------------------------------
Wiecie, co? Aż mi sie tak źle robi. Bo jest co raz bliżej końca...
Końcówka troche sie zmieniła, trochę bez sensu

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 49

                          Weszła do mieszkania i poczuła jak obrywa stopą w jeden z kartonów. Zaklęła siarczyście czując rosnący ból. A sama go tam rano postawiła. Skrzywiła się. Od kilku dni Sebastiana pochłonęły ciągłe wyjazdy do Mikołowa. Bagatela dzisiaj miał wrócić po dwu tygodniach. Nie chciał jej zabrać ze sobą. A ona? Dostawała szału bez niego. Mimo tych kilku lat, które spędziła obok niego nadal nie mogła przywyknąć do tego, że nie zawsze spędzą weekend razem. Przeszła do pokoju i stanęła jak wryta. Brunet leżał na kanapie i spał. Jak to już wrócił? Zerknęła na swój zegarek. Nie zasiedziała się przy książkach. Praca licencjacka jest gotowa. W przyszłym tygodniu ma obronę. A potem? Postanowiła, że wróci z brunetem do Mikołowa. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, że będzie z nim gdzieś indziej. Podeszła do fotela i złapała za koc. Okryła nim bruneta i skierowała swoje kroki do pokoju. Zaskoczył ją to fakt. Ale widać było, że zmęczenie wzięło górę. Wykąpie się i zacznie robić coś na obiad.
                                     Uniósł zaspany powieki i zerknął na blondynkę. Wchodziła do kuchni. Zaspany przetarł twarz. Nie wiedział w którym momencie zasnął. Przeciągnął się czując jak strzelają mu wszystkie kości. Miał po nią pojechać. A tu poległ. Usiadł na kanapie i przeczesał włosy palcami.
- O! - była szczerze zaskoczona – Nie śpisz już? - weszła do pokoju. Uśmiechnął się szeroko na jej widok.
- Chyba na razie mi starczy – mruknął wstając. Poczuł jak oplata jego szyję rękoma. Poczuł się niesamowicie szczęśliwy gdy była obok. I nie wyobrażał sobie tego, że może jej zabraknąć. Dlatego tak bardzo nie mógł się doczekać, aż wrócą do domu.
- Tęskniłam – szepnęła. Cmoknął jej polik
- Ja też, ale póki co to ja będę w domu – rzucił. Spojrzała na niego z uśmiechem. Odsunął się od niej i skierował swoje kroki do pokoju. Rzucił hasło o prysznicu. Blondynka odwróciła się na pięcie i zniknęła w kuchni. Miała ochotę dzisiaj zostać tylko z nim. Ale Kamila wspominała jej coś, że wieczorem mają się u nich pojawić. Więc nie będzie dane jej nadrobić ostatnich dni. Otworzyła lodówkę i zerknęła na zawartość. Zaniedbała zakupy. Pisnęła czując jak nagle odrywa się od podłogi. Parsknęła śmiechem. Brunet przewiesił ją przez ramię i ruszył w kierunku pokoju. Runęła na łóżko i poczuła jak całuje ją. Mruknęła z zadowoleniem. Zacisnęła palce na jego karku. Dłonią drażnił jej udo.
- Stęskniłem się za tobą – odparł patrząc na nią. Jedyna kobieta dla której w stanie jest zrobić absolutnie wszystko. Wpił się w jej usta. Zamruczała cicho uwalniając się z koszulki. Absolutny świr.
                                       Siedzieli na podłodze opierając się o kanapę. Butelka wina stała obok niego. Brunet odgarnął z jej twarzy włosy.
- A tobie jak będzie z tym, że będziesz miała dalej do morza? - uniósł brew. Uśmiechnęła się.
- Co rok będę cie maltretować, żeby na urlop wylądować gdzieś przy Bałtyku – odparła. Parsknął śmiechem.
- Maltretować? - zdziwił się. Pokiwała głową.
- A jak – odparła – A powiesz mi po co ty tam tak długo siedziałeś? - oparła głowę na ręce. Spojrzał na nią odstawiając kieliszek na podłogę. Pokręcił głową.
- Niespodzianka – szepnął. Wygięła usta w podkówkę. Zaśmiał się cicho widząc jej zawiedzioną minę. Cmoknął jej czoło.
- Kochanie są rzeczy, których jeszcze ci nie powiem – dodał. Wywróciła oczami.
- To nie fair – odparła. Zaśmiał się.
- Mów lepiej jak idzie ci nad pracą – szybko zmienił temat. Nie potrafiłby ją zbywać co raz dłużej. A miała to być niespodzianka. I prędzej czy później to wygadałby się. A nie chciał, żeby póki co nie wiedziała. Nic nie było gotowe.
- Już gotowa. Zostało tylko oprawić i... Boże za tydzień mam obronę – poderwała się jak oparzona. Roześmiał się w głos i spojrzał na nią.
- Kochanie to za tydzień – oznajmił. Spojrzała na niego zezując. Roześmiał się.
- Siedem dni – szepnęła. Objął ją w pasie. Wierzył, że uda jej się to zdać bez niczego.
- I to wystarczy... Spokojnie. Wierze w ciebie – oznajmił. Wtuliła się w niego.
- Dziękuję – mruknęła. Oparł podbródek na czubku jej głowy. Muskał ostrożnie jej kark.
                                  W weekend blondynka wyczekiwała na Łukasza. Brunet wysiadł z pociągu i od razu dostrzegł ją. Wyróżniała się karnacją. Chorobliwie blada blondynka na jego widok uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć – szepnął przytulając ją. Miał przyjechać na kilka dni. Ostatecznie zostanie na dwa dni i rusza dalej. Ma jakąś pracę we Wrocławiu.
- Miło cie widzieć – odparła. Ruszyli w kierunku samochodu. Magda przestała bać się, jeździć po Poznaniu. Sebastian stracił wiele nerwów, by ją nauczyć tu poruszać się po mieście. Najpierw jeździli tylko po nocy, później już uczyła się w dzień. Obecnie samochodem poruszała się bez najmniejszych problemów.
- No, no... - Łukasz wsiadł do samochodu. Uniosła brew.
- Wreszcie jeździsz po mieście i nie muszę się katować z tobą w tramwajach – odparł. Parsknęła śmiechem wyjeżdżając spod dworca.
- Ten uparciuch wreszcie mnie nauczył – mruknęła. Roześmiał się w głos.
- Ale naprawdę wynosisz się na Śląsk? - spojrzał na nią. Pokiwała głową. Ciotka z wujem przyjęli to z lekkim bólem. Rozumiała ich. Ciągle powtarzała, że wróci do domu po studiach, a teraz? Pojawił się Sebastian i wszystko się zmieniło. Na pewno i jej będzie się przestawić. Ale da radę. Ma najwspanialszego mężczyznę na ziemi obok siebie. Kogoś kto dla niej jest ważna.
-A co?
- Nic, przynajmniej będę miał gdzie na urlop jeździć – wyszczerzył się do niej. Parsknęła śmiechem.
- Jesteś okropny – oznajmiła. Parsknął śmiechem. Podjechali pod blok. Łukasz wysiadł powoli. Zerknął na kamienicę. Pierwszy raz był u niej. I tu ostatni. Później będzie swoją siostrę odwiedzał w Mikołowie. I był szczęśliwy. Bo widział jak Sebastian ją traktuje. Kilka lat temu był dla niego Rahimem, teraz był jego szwagrem. Co miała w sobie, że przyciągnęła go. Ruszyli do mieszkania. Blondynka podeszła do drzwi. Przekręciła klucz w drzwiach.
                                    Sebastian zaskoczony spojrzał na Łukasza. Brunet odsunął wzrok od laptopa. Magdy jednak nie było obok. Brunet zerknął na Salberta.
- Cześć – podniósł się. Przywitali się.
- A Magda gdzie?
- Poszła spać. Znaczy oznajmiła, że idzie się położyć ale już chrapie – odparł Łukasz przypatrując się Sebastianowi. Salbert uśmiechnął się szeroko.
                                       Blondynka weszła do pokoju i zerknęła na sodomę i gomorę, która się tam działa. Chłopacy odwrócili wzrok. Uniosła brew.
- Widzę, że wam wesoło – mruknęła. Brunet podniósł się powoli. Oparł się o stolik czując jak się chwieje.
- Absolutnie – szepnął. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Spojrzała na niego z zaciekawieniem i lekkim rozbawieniem.
- To sobie nie przeszkadzajcie. Ja wracam do książek – wyjaśniła.
                                        Brunet wszedł do mieszkania. Blondynka podniosła wzrok od listu, który trzymała w ręce. Uśmiechnął się do niej. Od kilku dni miała tytuł inżyniera. I teraz szykowali się do powrotu do Mikołowa. Większość rzeczy już tam pojechała. Oni mieli dołączyć w przyszły poniedziałek. Sebastiana załatwiał ostatnie sprawy związane z dzierżawą budynku, w którym mieściło się MaxFloRec. Nachylił się nad nią całując ją czule.
- Jak tam? - skierował swoje kroki do pokoju.
- Sebastian... - zerknęła na drzwi. Brunet przebrał się i wrócił do niej. Wpatrywała się w okno. Słysząc kroki odwróciła wzrok. Zwątpił widząc jej minę. Wyglądała na zagubioną. Zwątpiła? Nie chce wracać? Pokręcił głową.
- Co jest? - zajął miejsce obok niej. Blondynka podniosła wzrok i spojrzała na niego. Po chwili podała mu kartkę. Zaskoczony zerknął na nią. Wziął od niej arkusz. Zerknął na treść. Ściągnął brwi. Dzięki niej podszkolił język angielski. I nie miał problemów ze zrozumieniem treści. Ściągnął brwi czując jak z jego twarzy odpływa krew. Przypatrywała się mu w skupieniu. Bała się jego reakcji. Podniósł się. Zaczęła się co raz bardziej obawiać. On nie mógł zrozumieć tego. Czyli co?! Jak to... Podszedł do okna. Czuł na sobie jej wyczekujący wzrok. Ponownie zerknął na list. Czuł jak drżą mu dłonie. Bo to oznacza... Wziął głęboki wdech. Miała szansę wyjechać na roczny staż w Szwecji. Odwrócił się w jej kierunku. Czuł jak zaschło mu w gardle. Jak to rok?! Dwanaście miesięcy bez niej?!
- Chcesz jechać? - to zdanie wyszło z jego gardła z wielkim trudem. Jej kawowe oczy zdradzały już odpowiedź. 
--------------------------------------
Ostatnie pięć Kochani...
Dziwnie mi z tym

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 48

 Zaskoczona uniosła wzrok na malującą się w nocy kamienicę. Brunet uśmiechnął się do niej szeroko. Westchnęła. Nie było już odwrotu. I wiedziała, że teraz musi stanąć naprzeciw jego rodziców. Bała się jak jasna cholera. Wysiadła powoli i wciągnęła powietrze w płuca. Rozejrzała się z zaciekawieniem. Po raz pierwszy była na Śląsku. I czuła się tu dosyć dziwnie.
- Gotowa?- odwróciła się i spojrzała na Sebastian. Zaskoczona zdała sobie sprawę, że tu uśmiechał się i mówił zupełnie inaczej niż w Poznaniu. Tęsknił. To było normalne. Miała tak samo. Tęskniła za swoim morzem.
- Nie – pokręciła głową z dziecięcym uporem. Uśmiechnął się szeroko całując ją. Chciał przywieźć ją tu szybciej. Bo chciał tu wrócić. I chciał zabrać ją ze sobą. Chciał pokazać jej Śląsk, takim jakim go pokochał. Podszedł do bagażnika i wyciągnął jedną, mniejszą torbę. Śledziła go wzrokiem czując rosnący niepokój. Nie chciała tu być. Zawartość żołądka wywróciła się jej na drugą stronę. Spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Kochanie, absolutnie nic złego ci się tu nie stanie. I nawet nie wiesz...
- Wiem, jest to dla ciebie ważne – wskoczyła mu w słowo. Cmoknął jej czoło. Czuła się strasznie. Weszli do środka. Poczuł zapach kojarzący mu się z domem. Zapach starych kamienic. Poczuł jak mocniej ściska jego dłoń. Uśmiechnął się szeroko. Nie powinna się niczego obawiać. Nie powinna absolutnie nic robić. Tylko być obok. Wiązał z nią jakąś przyszłość. Była pierwszą kobietą od kilku lat, którą chciał się opiekować. Której chciał zapewnić bezpieczeństwo. Blondynka powoli kroczyła za nim. Wpatrywała się w czubki swoich butów. Zżerał ją strach. Przecież jego mama ją zamorduje. Zamęczy. Jeśli tak naprawdę wyglądają stosunki matki z synem. Zatrzymała się zaskoczona czując jak wkleja się w Sebastiana. Objął ją ramieniem. Teraz zdała sobie sprawę, że są na miejscu. Stał w drzwiach z szerokim uśmiechem. Kobieta przypatrywała jej się w skupieniu z ciepłym uśmiechem. Już wiedziała skąd on dopadł ten niewinny uśmiech.
- Wreszcie jesteście – oznajmiła. Brunet zatonął nagle w jej delikatnym uścisku. Poczuła się lekko niezręcznie.
- Wybacz, ale droga była absolutnie długa – mruknął – Miło cie widzieć – dodał. Uśmiechał się tu zupełnie inaczej.
- Również kochanie – oznajmiła i po chwili zerknęła na blondynkę, która przypatrywała się tandetnej ozdobie na ścianie.
- Ty pewnie jesteś Magda. Sebuś wiele o tobie mówił – jego mama podeszła do niej.
-Nie wiesz nawet jak mi miło cie poznać, zobaczyć – dodała przytulając ją również. Magda zaskoczona odwzajemniła uśmiech.
- Mnie również
- Pewnie zmarzliście. Sebastian przyniesie bagaże a ja zapraszam cie na herbatę – oznajmiła kobieta, ciągnąc przerażoną Magdę w kierunku kuchni. Sebastian spojrzał na nią z uśmiechem i uniósł dwa kciuki do góry.
                                      Otworzyła oczy i zdała sobie sprawę, że leży w łóżku. Sebastian znajdował się obok. Gdy poruszyła się otworzył oczy. Uśmiechnął się do niej. Niedawno położył się.
- Obudziłem cie? - szepnął. Przetarła twarz i pokręciła głową.
- Nie – mruknęła zaskoczona czując jak ją całuje.
- Dziękuję, że nie uciekłaś. Że jesteś tu ze mną – mruknął. Uśmiechnęła się szeroko muskając jego polik.
- Obiecałam ci – szepnęła. Przytulił ją.
- I dziękuję – mruknął – Ale porozmawiamy o tym jutro – dodał – Zabieram cie na cały dzień na miasto – na te słowa zaśmiała się. Wie doskonale, że to tylko plany. Sebastian jutro cały dzień spędzi w domu. Wiedziała.
Ocknął się nagle słysząc gdzieś w tle przejeżdżający samochód. Magdy obok już nie było. Dostrzegł tylko jej piżamę na krześle. Westchnął przewracając się na plecy. Jeden rok, tyle wystarczyło żeby zmieniło się jego życie. Tak tęskni za tym miastem. Ale teraz wie, że musi poczekać. Jeszcze kilka miesięcy i wróci tu. Z najcudowniejszą istotą pod słońcem. Wczorajsza rozmowa z mamą wiele mu uświadomiła. Albo Magda, albo nikt inny. Bo dla niej stara się być najważniejszy. Wie, że tak jest. Ale wewnętrzna potrzeba bycia ważnym wygrywa. I to sprawia, że nie ma jej dosyć. Przetarł twarz. Zerknął na regał z książkami. Dalej w tej samej kolejności. Dalej te same tytuły. Nic się tu nie zmieniło.
                                                     Echo odbiło się od starych hałd. Magda parsknęła śmiechem patrząc na bruneta. Ten szeroko uśmiechnął się do niej obejmując ją w pasie. Cmoknęła jego polik. Jego mama była zabójczą kobietą jaką udało jej się poznać. Pełna wiary w obu synów, którym życzyła jak najlepiej.
- Jesteś niesamowity – oznajmiła a on uśmiechnął się do niej. Stali na hałdach oddzielających Katowice od Mikołowa. Dookoła nich tylko stare maszyny i góry piachu.
- Szczery. Chcę tu wrócić i to od razu jak tylko skończysz studia – oznajmił i wyciągnął rękę w przód
- A tam będziemy mieszkać – dodał. Wspięła się na palcach i zerknęła w tym kierunku. Roześmiała się w głos.
- Gdzie?
- No tam. Będzie mały domek, ogródek i cisza – rzucił. Odwróciła wzrok. Pocałował ją czule. Zaskoczona przypatrywała mu się w skupieniu.
- I się tak nie patrz bo to prawda – szepnął całując ją – Chcę po prostu wrócić tu. Tylko z tobą – złapał jej dłoń – I jak już poczujesz się tu pewnie, żebyś za mnie wyszła – dodał a jej oczy zrobiły się aż okrągłe z zaskoczenia. Czy on czasem nie...
- Sebastian – mruknęła dosyć niepewnie. Cmoknął czubek jej nosa.
- Tak, właśnie ci się oświadczyłem na szczycie jednej z hałd – odparł. Nie wiedziała co ma zrobić. Wpatrywała się w te tęczówki w skupieniu. Nie chciał by teraz odpowiadała. Chciał tylko by wiedziała, że wszystko co związane jest z nimi bierze na poważnie. Wtuliła się w niego. Oparł podbródek na czubku jej głowy.
- Zgoda – usłyszał nagle. Przytulił ją jeszcze mocniej. Jego mała blondynka. Był szczęściarzem.
                                            Parsknęła śmiechem. Jego mama korzystając z tego, że Sebastian nie pilnuje swojej wybranki serca postanowiła z nią porozmawiać.
- A po studiach co zamierzasz? - zerknęła na blondynkę.
- No pracować w swoim kierunku. Chcę po prostu robić to co lubię – oznajmiła.
- Czyli biegać po lesie?
- Dokładnie tak – szeroki uśmiech wkroczył na jej twarz. Widać, że oddaje temu pasje.
- A nie boisz się?
- Zwierzęta boją się nas bardziej, niż my ich – oznajmiła. Zerknęła na zegarek. Pięć minut wydłużyło mu się do godziny. Ale dobra, on jest u siebie. A ona? Może w spokoju poznać kobietę, która straciła wiele nerwów przez jej faceta. Była wspaniałą kobietą, z której emanowało ciepło. I miała w sobie wiele zaparcia. Nie pozwalała nikomu mówić o jej synach źle. Walczyła o nich jak lwica. Magda rozumiała tę więź, która łączyła ją z Sebastianem. Znała doskonale całą historię. Nie chciała stąd wracać, o dziwo.

                                                                      Brunet zerknął na nią. Tonęła w uścisku jego mamy. Musieli wracać już do Poznania. O dziwo nawet ona zrobiła sobie wolne od uczelni. Był poniedziałek i postanowili wyruszyć w kierunku stolicy Wielkopolski.
- Przyjedźcie niedługo – cmoknęła polik syna i spojrzała w jego oczy.
- Szybciej niż ci się wydaje – zaśmiał się – Kocham cie – dodał.
- Ja ciebie też – szepnęła. Magda zgasiła papierosa i zerknęła na nich z uśmiechem. Nie robiło to na niej wrażenia. Po wielogodzinnych debatach przeprowadzonych z jego mamą rozumiała wiele. Rodzina była dla nich najważniejsza. A ona była tym szczerze i pozytywnie zaskoczona. Że gdzieś istnieją jeszcze takie rodziny. Które wartości posiadają.