poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 52

                   Drzwi zamknął za sobą cicho. Jednak i to sprawiło, że blondynka powoli ściągnęła brwi i uniosła powieki. Wykrzesała z siebie uśmiech widząc jak zbliża się do łóżka. Nie poprawiło jej się i jest jeszcze gorzej. Z dnia na dzień traci siły. A on jest mimowolnym świadkiem tego. Czuł wyrzuty sumienia, to oczywiste. Ale nie może pokazać tego. Nie jej. Nachylił się nad nią i cmoknął jej czoło. Czuł się tu strasznie. Zapach szpitala już na niego nie działał. Spędzał tu dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nawet lekarze nie wywalają go z sali. Bo wiedzą, że to nic nie da. Sebastian się zawziął. Widzą, że nie pozwoli Magdzie samej przez to brnąć. Nie rozumieli tego, ale też nie negowali. Podjął decyzję. Usiadł na krzesełku i cmoknął jej czoło. Widział ból w jej oczach i miał ochotę płakać. Bo to jego wina po części. Odgarnął z jej twarzy kosmyki włosów. Jest tu już drugi miesiąc i nie wie co czuje. Czy strach czy euforię. Bo jest bliżej końca niż dalej. Zamknął oczy czując jak jej chłodna skóra oplata jego dłonie. Musi ją wspierać. Musi być dla niej oparciem. Co dzień zabierają ją na badania, co dzień widzi na monitorze jak jego dziecko rozwija się nie robiąc sobie nic z tego, że może jutro przegrać. Organizm blondynki traktuje tą małą istotkę jak intruza. A on nie wie nawet dlaczego to akurat przytrafia się jemu. Bóg to taka menda bo zabiera mu powoli najważniejszą osobę w jego życiu.
- Wiesz – usłyszał jej głos i poczuł jak przebiega po jego ciele dreszcz – Co się stanie jak umrę? - na to pytanie nie chce odpowiadać.
- Nic. Bo nie umrzesz – odparł automatycznie.
- Czuję zupełnie coś innego – podnosi wzrok. Poczuł jak do jego oczu napływają łzy.
- Madzia. Damy radę, nikomu nic się nie stanie. A później wiesz co zrobimy? Wrócimy do Mikołowa i zobaczysz jak będzie pięknie. Tak jak ustaliliśmy – szepnął muskając palcami jej polik. Blady uśmiech wpełzł na jej twarz.
- Gdzie?
- Dom już stoi i czeka aż wreszcie zrobisz tam gruntowny porządek. Żebyś coś zrobiła z tym wielkim trawnikiem – dodał – Tam gdzie ci powiedziałem, jak po raz pierwszy zabrałem cie do Mikołowa – szepnął.
- Dom? - zdziwiła się. Cmoknął jej czoło.
- Tak. Bo kochanie, to miała być niespodzianka. Ale najpierw ten wyjazd, teraz szpital. Nie bądź...
- I nic mi nie powiedziałeś? - szepnęła z wyrzutem. Pokręcił głową.
- Niestety. To miała być niespodzianka – powtórzył. Westchnęła przypatrując się mu w skupieniu. Ale nie mogła nic powiedzieć. Nie miała siły i nie chciała. Poddawała się. Z każdym dniem co raz bardziej. Nie miała siły żeby walczyć. Nie chciała mu tego pokazać. Bo widziała jak się przejmuje. Ona nie może wbić mu ostatniego gwoździa do trumny. Nie chce. Za bardzo był dla niej ważny. Każdego dnia wspomina chociaż jeden dzień w towarzystwie Sebastiana. Bo odmienił jej życie. Oprócz tego, że był wspaniałym facetem, był również spełnieniem marzeń każdej kobiety o partnerze. Był w stanie stanąć na głowie, by pokazać jak bardzo jest dla niego ważna. Miała niesamowite szczęście. Że na nią właśnie zwrócił uwagę. Uniosła wzrok słysząc jak do sali wchodzi lekarz. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. W ręku ściskał kolejną kopertę.
- Jak się pani czuje? - przywykła do ich oficjalnego tonu.
- Nie jest zbyt ciekawie – mruknęła
- A będzie pani w stanie porozmawiać ze mną? Dzisiaj wreszcie pojawiła się pani karta lekarska z Poznania – odparł a ona zesztywniała. Po co? Czemu? Uniosła się powoli na łokciach ignorując przewlekły ból w mostku. Spojrzała na bruneta. Przyglądał się lekarzowi w skupieniu.
- Sebastian, mógłbyś wyjść? - to pytanie sprawiło, że obaj mężczyźni spojrzeli na nią. Lekarz był zaskoczony a brunet zdezorientowany.
- Co?
- Proszę cię. Wyjdź na chwilę – szepnęła. Serce łomotało mu w żebrach co raz mocniej. Mówiła to z przerażeniem, a po jej polikach stoczyły się wielkie łzy. O co tu im wszystkim chodzi? Nie kryła swojego strachu. Nie kryła nic.
- Ale czemu?
- Bo to moja indywidualna sprawa – rzuciła cicho skubiąc skrawek kołdry nerwowo. Podniósł się powoli. Z nieukrywaną wdzięcznością śledziła go wzrokiem. Gdy zamknął drzwi spojrzała na lekarza.
- I co pan tam wyczytał?
                      Przypatrywał się podłodze w skupieniu. To co słyszał napawało go tylko przerażeniem. To nie mogło być prawdą. Zacisnął pięść. Tylko dlatego kazała mu wyjść? Aż nie mógł uwierzyć. Rozczarował się jej zachowaniem. Otworzył drzwi. Blondynka urwała i zaskoczona spojrzała na niego. Nie należał do osób smutnych. Raczej zły? Wściekły. Lekarz podniósł się. A Magda zrozumiała. Podsłuchiwał. Ponownie łzy napłynęły do jej oczu. Czeka ją najcięższa rozmowa w jej życiu.
- Dlaczego? - rzucił nie podchodząc do niej. Spojrzała na niego.
- Bo muzyka to druga rzecz, która jest dla ciebie najważniejsza. I nie potrafiłabym cie ściągnąć z koncertów
- Magda do jasnej cholery! Byłem i jestem w stanie zrobić dla ciebie absolutnie wszystko! A ty...
- Miała to być taka sama niespodzianka jak twój dom. Ale... - urwała – Z przyczyn naturalnych organizm nie utrzymał ciąży. Zabroniłam komukolwiek dzwonić do ciebie. Byłeś na drugim krańcu kontynentu – wyjaśniła ocierając łzy.
- Byłaś w ciąży! I myślałaś, że uda ci się to ukryć?!
- Tak. Bo żaden z lekarzy przy normalnej ciąży nie grzebie tak głęboko – szepnęła wpatrując się w kołdrę. Czuł się oszukany. Dlaczego ukryła coś tak ważnego? Był w stanie zjawić się jeszcze tego samego dnia w Polsce. Gdyby wiedział, że coś złego dzieje się blondynce. Pokręcił głową i wyszedł. Jak ma teraz tu się pojawiać? Ruszył do wyjścia ignorując wszystkich. Miał dosyć. Chciał zamknąć oczy i upewnić się, że to tylko sen. przed szpitalem natknął się na Marcina. Spojrzał na niego z wyrzutem i ruszył do auta. Nie miał ochoty odpowiadać na jakiekolwiek pytania. I rozmawiać z nim. A jeśli on też wiedział? 
                   Blondyn zerknął jak brunet odjeżdża. Co u licha? Pełen niepokoju ruszył do środka. Wszedł do sali i spojrzał na roztrzęsioną blondynkę.
- Mała – usiadł obok i bez słowa ją przytulił. Bał się pytać o najgorsze. Ale minął właśnie Sebastiana, który mordował wzrokiem. A teraz blondynka zanosi się szlochem.
- Wszystko wie – szepnęła. Marcin odgarnął kosmyki z jej twarzy.
- Wróci. I nie wolno ci się za mocno denerwować – szepnął – Daj mu chwilę na przemyślenie wszystkiego – dodał.
- Skąd wiesz?
- Pierwszy raz widziałem jak inny mężczyzna płakał – uśmiechnął się. To nie poprawiło jednak nastroju blondynce. Wręcz przeciwnie.
                          Wpatrywał się w jakiś punkt na niebie. Nie miał absolutnie pomysłu na to jak postąpić. Nikt nie zrozumie. Nikt nie wie co on czuje. I nikt nie powie mu jak ma postąpić. Dlaczego mu nie powiedziała? Dlaczego on nic nie zauważył? Dlaczego nie widział jak robiła się często nieobecna? Dlaczego nie widział, jak wiele razy wychodziła z łazienki z czerwonymi oczami? Bo miała jakąś wymówkę. A on głupi jej wierzył. Dlaczego? Bo ją, do jasnej cholery, kochał. Kocha! I nie wie co ma zrobić. Nie czuł odrazy. Tylko nieopisane rozczarowanie. Zawiodła go.
- I dalej zadręczasz się tym co działo by się gdyby? - usłyszał. Podniósł wzrok i spojrzał na jej ojca. Staruszek podupadł od ostatniego spotkania. Zrobił się jeszcze starszy.
- Nie. Szukam odpowiedzi na jedno pytanie. Dlaczego? - mruknął. Poczuł jak mężczyzna siada obok.
- Z miłości – oznajmił wpatrując się w kaczki, które leniwie toczyły się do tafli stawu.
- Miłości?
- Oczywiście. Bo Magda mimo wszystko myśli najpierw o innych, a później o sobie. I to sprawia, że często podejmuje głupie decyzje. Zupełnie jak jej mama. Już wiem po kim to odziedziczyła – szepnął. Brunet uśmiechnął się pod nosem. Oczywiście. Cała Magda. Ona potrafiła wisieć pół nocy na telefonie żeby wysłuchać. Potrafiła pół dzielnicy postawić na nogi, żeby znaleźć psa. Ona była w stanie stanąć na głowie. I to tak naprawdę tym go zauroczyła. Zwykłym byciem i spokojnym obserwowaniem otoczenia.
- Jak jej mama?
- Oczywiście. Popaprana kobieta ale pełna anielskiej miłości do wszystkich, którzy są dla niej ważni. Pełna skrajności. Ale kochana i odpowiedzialna. I nie zadręczaj się. Jeśli mówi, że da radę to da. Za kilka miesięcy będziesz na rękach nie nosił płyt a swoje dziecko – dodał – A ja wnuczkę – mruknął do siebie. Sebastian uśmiechnął się pod nosem. Wyprostował się.
- Skąd w panu tyle optymizmu? - był tym zaskoczony.
- To silna dziewczynka. Uparta. Zresztą pamiętaj. Smęceniem nie pomożesz. Potrzebuje silnego ramienia, które jej utrzyma. I zaraźliwego optymizmu, które pozwoli jej zapomnieć o tym co ją boli – szepnął klepiąc go po ramieniu.
- Wracaj do niej. Jesteś tam potrzebny bardziej – mruknął – I ucałuj ją ode mnie. Powiedz, że jestem i czekam – dodał wstając. Wcisnął na głowę słomkowy kapelusz i powoli ruszył w kierunku samochodów. Brunet przypatrywał mu się w skupieniu. Wszyscy w tym domu byli dziwni. Znali się od podszewki i porozumiewali podświadomie. Byli w stanie zrobić dla siebie wszystko. Podniósł się i wrócił. Spojrzał na nią. Wpatrywała się w okno oddychając za pomocą rurek. Pogorszyło się jej? Nie może go zostawić. Bo bez niej nic nie jest takie samo. Nic nie pozwoli mu zapomnieć o niej. Zniósł to nawet lepiej niż mogło się zdawać. Nie szalał z bólu. Bo miał być dla niej oparciem. Miał zaciskać palce na jej dłoni i ciągnąć za sobą. Przejdą przez to oboje. I będą niesamowicie, obrzydliwie szczęśliwi. Zasługują.
                      Wpadł podekscytowany do szpitala. Nie wiedział co ma zrobić. Wie, że możliwe jest zabranie jej do Katowic. Jeśli tylko się zgodzi. Jeśli tylko będzie chciała. Jest w stanie zapewnić jej tam właściwą opiekę. Bo lekarze będą w stanie nie zabić jej. Wszedł do sali i poczuł jak z jego twarzy odpływa krew. Jej łóżko było puste. Czuł rosnącą panikę. Czuł się zgubiony. Co tu się dzieje?
- Co się stało? - jak burza wpadł do gabinetu lekarza. Mężczyzna spojrzał na niego i westchnął cicho.
- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy – odparł a Sebastian poczuł jak osuwa mu się grunt spod nóg. 
-------------------------------------------
Aż mi sie przykro robi jak pomyślę...

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 51

                       Drogi do Koszalina nie pamiętał. Zresztą w głowie tłukło mu się tylko jedno zdanie. To co że zostawił wszystko, to co że wszyscy dzwonią. Musiał być przy niej. Zacisnął mocniej ręce na kierownicy. Co czuł? Sam nie wiedział. Bał się. Bo to, że umiera powodowało w nim nowe potoki łez. Przecież planowali wspólną przyszłość. Zbudował dla nich dom. Sam. Wie, że zabije go za to. Ale warto. Bo znalazł kogoś przy kim nie czuł się samotny. Nie popadał w rutynę. Zagryzł wnętrze polików czując jak ponownie w oczach zbierają mu się łzy. Bo to nie tak... Życie jest nie fair.
                        Spojrzeli na niego gdy wpadł do szpitala i rozmawiał z lekarzem. Blondynka szła w zaparte. Pokręcił głową czując jak jej upór i jemu się udziela. Ale wie, że musi zareagować. Podniósł wzrok i spojrzał na nich. Nie wyglądali na ucieszonych z jego obecności. O co chodzi? Nie wnikał na razie. Skupił się bardziej na tym co mówił mu lekarz. A raczej jakie zadawał mu ciosy. Bo to co słyszał nie napawało go optymizmem.
- Ale są jakieś szanse?
- Oczywiście, jeśli uda się pacjentkę przekonać – wyjaśnił lekarz przyglądając mu się z zaciekawieniem. Sebastian westchnął czując palące poczucie niemocy. Bo jak przekonać ma ją, do zrobienia czegoś czego w życiu by jej nie pozwolił? Bo pragnął tego z całego serca.
- A jeśli nie?
- To już nie wiem. Podajemy jej leki i staramy się odciążyć jak najbardziej organizm, ale wie pan... - urwał widząc jak Sebastian podchodzi do drzwi. Wziął głęboki wdech i nacisnął klamkę. Poczuł się jakby szedł na stracenie. Bo zostaje mu tylko przekonać ją. Wszedł do środka. Spojrzał na nią i coś go ścisnęło w środku. Słysząc kroki uniosła powieki i zerknęła na Sebastiana. Od razu w jej oczach zaszkliły się łzy. Ona również była przerażona. Zamknął cicho drzwi.
                                       Łukasz spojrzał na rodziców karcąco. Gdy tylko zamknęły się drzwi za Sebastianem ruszyli w kierunku jej sali.
- O co ci chodzi?
- O to co wy wyprawiacie. Zamiast dać im chwilę spokoju chcecie go przegonić. Bo co?
- Bo zobacz do czego to doprowadziło – jego mama ściągnęła brwi. - Zamiast od razu go przegonić, to kazałeś nam dać spokój jej
- Bo wie co robi, jest dorosła i co najważniejsze szczęśliwa – wycedził.
- Łukasz, do jasnej cholery! Jest w ciąży a dziecko ją zabija. A czemu? Bo mają ostry konflikt serologiczny! - rzuciła ze złością kobieta przyciągając tym samym spojrzenie kilku osób. Łukasz zgromił ją wzrokiem.
- Zdarza się. Bierz pod uwagę, że zdarza się – odparł – I nie pozwolę wam tam wejść – dodał zatrzymując się przed drzwiami. Rodzice spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Mówił to z takim uporem, że dali spokój. Przerażało ich przecież to, że Magda znika z ich życia. Przywiązali się do niej i to oni w końcu otoczyli ją jakąś opieką. I martwili się o nią cały czas, traktowali jak córkę. A teraz ich rodzony syn stawia się i nie pozwala im ochronić jej ponownie.
                                   Spojrzał na nią z niepokojem. Była uparta i za nic nie chciała się zgodzić. A on nie miał już powoli żadnych argumentów.
- Kochanie, ale przecież... - zamilkł czując jak zaciska palce na jego dłoni.
- Dam radę, nie potrafię. To jest... - zagryzła wargę – Łatwo ci jest o tym mówić? Albo prosić mnie? Przecież to człowiek, dziecko – zerknęła. Zamilkł. Wyciągnęła najcięższy argument. Oczywiście, że od zawsze marzył o pełnej rodzinie. Ale nie może przejść obojętnie jeśli to miałoby zabić najważniejszą kobietę jego życia.
- Nie, ale coś za coś. Jeśli to cie zabije? - czuł ogromną niemoc. Spojrzała na niego łapiąc głębokie oddechy. Widać, że mówiła z trudem. Nie kryła się z bólem. Była tutaj sama i nie ukrywała tego co się z nią działo.
- Dam sobie radę – szepnęła. Pokręcił głową. Nie mógł tego zrozumieć. Nie pojmował tego co mówiła. Nie chciał nawet rozumieć tego co mówiła. Podpisywała na siebie wyrok, skazywała się na śmierć. A on nie potrafił jej od tego odciągnąć. Wiedział, że była uparta. Ukazywało się to w każdym jej kroku. Wiedziała czego chcę i wiedziała, że to osiągnie. Nie poddawała się. Tak jak zawsze.
- Magda ja nie chcę cie stracić – odparł – Jesteś pierwszą kobietą od wielu, wielu lat dla której jestem w stanie zmienić wszystko. Dla ciebie będę w stanie nawet iść po gwiazdkę z nieba. A wiesz dlaczego? Bo kocham cie, i to nie mówię z czystego stwierdzenia bo tak trzeba. Po prostu nie spodziewałem się, że pod okryciem ironii i złośliwości kryje się ktoś kto oczaruje człowieka zwykłym byciem, sposobem mówienia. Potrzebuje z tobą rozmawiać bo wiem, że ty jako jedyna mnie tak naprawdę rozumiesz – oznajmił a w jej oczach ponownie zaszkliły się łzy. Patrzył na nią z niepokojem.
- Sebastian – jęknęła płaczliwie – Ale zrozum. Ja nie cierpię, nie cierpiałam dzieci ale gdy. Nie będę potrafiła wstać rano i nie myśleć o nim lub niej. Bo do jasnej cholery moi rodzice mogli postąpić identycznie ze mną – rzuciła tracąc nad sobą kontrolę. Przypatrywał jej się w skupieniu czując jak i jemu do oczu cisną się łzy. Bo powiedziała coś co i on czuł. Zamknął oczy chowając twarz w dłoniach. Wziął głęboki wdech. Nie potrafił.
                                        Wojtek cisnął telefon na kanapę. Od dnia gdy Sebastian wyleciał z wytwórni nie dawał znaku życia. A on się po prostu martwił. Kamila uniosła brew spod koca.
- I co?
- Nic – warknął zrezygnowany przecierając twarz palcami – Bo on to jak jakiś nienormalny się zachowywał – dodał z troską. Nie ukrywał, że martwił się o niego. Sebastian był nieokrzesany. A zwłaszcza jeśli chodziło o Magdę. Nie zachowywał się racjonalnie. Nie był tym samym Sebastianem do którego się przyzwyczaił.
- A może lepiej zadzwonić do Magdy?
- Próbowałem – szepnął z niepokojem – Ale ona telefon ma wyłączony – oznajmił cicho. Poczuł jak dziewczyna przytula się do niego. Złapał jej dłonie.
- Nic im nie jest – szepnęła wtulając się w niego. Zamknął oczy. Chciał w to wierzyć. Chciał wierzyć w to, że Magda jednak nie zrobiła nic głupiego.
                               Cmoknął jej czoło. Potrzebowała jego obecności. Jakoś przełknął myśl, że podjęła decyzję. A on postanowił ją wspierać. Cokolwiek się nie stanie on będzie obok. Bo żaden argument do niej nie dociera. Zresztą ma własne argumenty. Złapała jego dłonie.
- A jak w wytwórni? - zerknęła na niego. Westchnął. Jak ma się uśmiechać?
- Bardzo dobrze – westchnął. Złapała jego rękę. Przypatrywał się jej w skupieniu. Schudła. I jej skóra straciła blask. I w ogóle zrobiła się taka jeszcze bardziej krucha. Bał się, że może coś się jej stać.
                                        Uniósł powieki zaspany słysząc dźwięk swojego telefonu. Ocknął się nagle przypominając sobie ostatnie, diabelnie długie dwa dni. Magda! Usiadł i złapał za komórkę. Zagryzł nerwowo wargę.
- No wreszcie – słysząc ulgę w głosie swojej mamy poczuł się ponownie zagubiony. Zacisnął zęby.
- Sebuś co się stało? Wojtek powiedział, że wyleciałeś jak oparzony ze studia, krzycząc że jedziesz do Magdy. Co się dzieje? - kobieta również zasępiła się. Zaintrygowana zachowaniem swojego syna nie mogła spać. Martwiła się również o Magdę. Dziewczyna miała na jej syna ogromny wpływ, chociaż nie była zaborcza. I życzyła im jak najlepiej.
- Magda... - zadrżało w niej serce słysząc szloch bruneta.
- Sebuś... Czy ona?
-Nie, nie. Wróciła ze Szwecji – uspokoił się trochę – Jest w ciąży. Ale... - zapowietrzył się kolejny raz tłumiąc szloch. Kobieta poczuła niesamowity przypływ euforii. Zostanie wreszcie babcią?! Czekała na to z utęsknieniem. A teraz...
- Ale... To ją zabija – oznajmił cicho. Kobieta powoli usiadła na kanapie. Zakryła usta dłonią.
- Co?
- Konflikt serologiczny w jednej z ostrzejszych form. Może nie dożyć końca – szepnął czując jak drży jego głos. Czuł się bezsilny. Bo wczoraj podjęła decyzję a on nie potrafił jej się postawić. Bo co ma jej obiecać?! Jak ma teraz patrzeć na nią. Nawet nie myślał o tym żeby wrócić do Mikołowa. A zabranie jej do Katowic może ją zabić. Nikt nie jest cudotwórcą. I musi w Szczecinie spędzić całe siedem miesięcy. Cały czas będąc pod opieką lekarzy. A on będzie z nią. Bo wie, że musi wierzyć do samego końca. Wierzyć za nią i za siebie. Wiara przecież czyni cuda.
--------------------------------
Tadam! A tego nikt sie nie spodziewał!Dwa rozdziały i zamykam najważniejsze i najdłuższe moje opowiadanie