Drzwi
zamknął za sobą cicho. Jednak i to sprawiło, że blondynka powoli
ściągnęła brwi i uniosła powieki. Wykrzesała z siebie uśmiech
widząc jak zbliża się do łóżka. Nie poprawiło jej się i jest
jeszcze gorzej. Z dnia na dzień traci siły. A on jest mimowolnym
świadkiem tego. Czuł wyrzuty sumienia, to oczywiste. Ale nie może
pokazać tego. Nie jej. Nachylił się nad nią i cmoknął jej
czoło. Czuł się tu strasznie. Zapach szpitala już na niego nie
działał. Spędzał tu dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nawet
lekarze nie wywalają go z sali. Bo wiedzą, że to nic nie da.
Sebastian się zawziął. Widzą, że nie pozwoli Magdzie samej przez
to brnąć. Nie rozumieli tego, ale też nie negowali. Podjął
decyzję. Usiadł na krzesełku i cmoknął jej czoło. Widział ból
w jej oczach i miał ochotę płakać. Bo to jego wina po części.
Odgarnął z jej twarzy kosmyki włosów. Jest tu już drugi miesiąc
i nie wie co czuje. Czy strach czy euforię. Bo jest bliżej końca
niż dalej. Zamknął oczy czując jak jej chłodna skóra oplata
jego dłonie. Musi ją wspierać. Musi być dla niej oparciem. Co
dzień zabierają ją na badania, co dzień widzi na monitorze jak
jego dziecko rozwija się nie robiąc sobie nic z tego, że może
jutro przegrać. Organizm blondynki traktuje tą małą istotkę jak
intruza. A on nie wie nawet dlaczego to akurat przytrafia się jemu.
Bóg to taka menda bo zabiera mu powoli najważniejszą osobę w jego
życiu.
- Wiesz – usłyszał jej głos i poczuł jak przebiega po jego ciele dreszcz – Co się stanie jak umrę? - na to pytanie nie chce odpowiadać.
- Nic. Bo nie umrzesz – odparł automatycznie.
- Czuję zupełnie coś innego – podnosi wzrok. Poczuł jak do jego oczu napływają łzy.
- Madzia. Damy radę, nikomu nic się nie stanie. A później wiesz co zrobimy? Wrócimy do Mikołowa i zobaczysz jak będzie pięknie. Tak jak ustaliliśmy – szepnął muskając palcami jej polik. Blady uśmiech wpełzł na jej twarz.
- Gdzie?
- Dom już stoi i czeka aż wreszcie zrobisz tam gruntowny porządek. Żebyś coś zrobiła z tym wielkim trawnikiem – dodał – Tam gdzie ci powiedziałem, jak po raz pierwszy zabrałem cie do Mikołowa – szepnął.
- Dom? - zdziwiła się. Cmoknął jej czoło.
- Tak. Bo kochanie, to miała być niespodzianka. Ale najpierw ten wyjazd, teraz szpital. Nie bądź...
- I nic mi nie powiedziałeś? - szepnęła z wyrzutem. Pokręcił głową.
- Niestety. To miała być niespodzianka – powtórzył. Westchnęła przypatrując się mu w skupieniu. Ale nie mogła nic powiedzieć. Nie miała siły i nie chciała. Poddawała się. Z każdym dniem co raz bardziej. Nie miała siły żeby walczyć. Nie chciała mu tego pokazać. Bo widziała jak się przejmuje. Ona nie może wbić mu ostatniego gwoździa do trumny. Nie chce. Za bardzo był dla niej ważny. Każdego dnia wspomina chociaż jeden dzień w towarzystwie Sebastiana. Bo odmienił jej życie. Oprócz tego, że był wspaniałym facetem, był również spełnieniem marzeń każdej kobiety o partnerze. Był w stanie stanąć na głowie, by pokazać jak bardzo jest dla niego ważna. Miała niesamowite szczęście. Że na nią właśnie zwrócił uwagę. Uniosła wzrok słysząc jak do sali wchodzi lekarz. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. W ręku ściskał kolejną kopertę.
- Jak się pani czuje? - przywykła do ich oficjalnego tonu.
- Nie jest zbyt ciekawie – mruknęła
- A będzie pani w stanie porozmawiać ze mną? Dzisiaj wreszcie pojawiła się pani karta lekarska z Poznania – odparł a ona zesztywniała. Po co? Czemu? Uniosła się powoli na łokciach ignorując przewlekły ból w mostku. Spojrzała na bruneta. Przyglądał się lekarzowi w skupieniu.
- Sebastian, mógłbyś wyjść? - to pytanie sprawiło, że obaj mężczyźni spojrzeli na nią. Lekarz był zaskoczony a brunet zdezorientowany.
- Co?
- Proszę cię. Wyjdź na chwilę – szepnęła. Serce łomotało mu w żebrach co raz mocniej. Mówiła to z przerażeniem, a po jej polikach stoczyły się wielkie łzy. O co tu im wszystkim chodzi? Nie kryła swojego strachu. Nie kryła nic.
- Ale czemu?
- Bo to moja indywidualna sprawa – rzuciła cicho skubiąc skrawek kołdry nerwowo. Podniósł się powoli. Z nieukrywaną wdzięcznością śledziła go wzrokiem. Gdy zamknął drzwi spojrzała na lekarza.
- I co pan tam wyczytał?
Przypatrywał się podłodze w skupieniu. To co słyszał napawało go tylko przerażeniem. To nie mogło być prawdą. Zacisnął pięść. Tylko dlatego kazała mu wyjść? Aż nie mógł uwierzyć. Rozczarował się jej zachowaniem. Otworzył drzwi. Blondynka urwała i zaskoczona spojrzała na niego. Nie należał do osób smutnych. Raczej zły? Wściekły. Lekarz podniósł się. A Magda zrozumiała. Podsłuchiwał. Ponownie łzy napłynęły do jej oczu. Czeka ją najcięższa rozmowa w jej życiu.
- Dlaczego? - rzucił nie podchodząc do niej. Spojrzała na niego.
- Bo muzyka to druga rzecz, która jest dla ciebie najważniejsza. I nie potrafiłabym cie ściągnąć z koncertów
- Magda do jasnej cholery! Byłem i jestem w stanie zrobić dla ciebie absolutnie wszystko! A ty...
- Miała to być taka sama niespodzianka jak twój dom. Ale... - urwała – Z przyczyn naturalnych organizm nie utrzymał ciąży. Zabroniłam komukolwiek dzwonić do ciebie. Byłeś na drugim krańcu kontynentu – wyjaśniła ocierając łzy.
- Byłaś w ciąży! I myślałaś, że uda ci się to ukryć?!
- Tak. Bo żaden z lekarzy przy normalnej ciąży nie grzebie tak głęboko – szepnęła wpatrując się w kołdrę. Czuł się oszukany. Dlaczego ukryła coś tak ważnego? Był w stanie zjawić się jeszcze tego samego dnia w Polsce. Gdyby wiedział, że coś złego dzieje się blondynce. Pokręcił głową i wyszedł. Jak ma teraz tu się pojawiać? Ruszył do wyjścia ignorując wszystkich. Miał dosyć. Chciał zamknąć oczy i upewnić się, że to tylko sen. przed szpitalem natknął się na Marcina. Spojrzał na niego z wyrzutem i ruszył do auta. Nie miał ochoty odpowiadać na jakiekolwiek pytania. I rozmawiać z nim. A jeśli on też wiedział?
- Wiesz – usłyszał jej głos i poczuł jak przebiega po jego ciele dreszcz – Co się stanie jak umrę? - na to pytanie nie chce odpowiadać.
- Nic. Bo nie umrzesz – odparł automatycznie.
- Czuję zupełnie coś innego – podnosi wzrok. Poczuł jak do jego oczu napływają łzy.
- Madzia. Damy radę, nikomu nic się nie stanie. A później wiesz co zrobimy? Wrócimy do Mikołowa i zobaczysz jak będzie pięknie. Tak jak ustaliliśmy – szepnął muskając palcami jej polik. Blady uśmiech wpełzł na jej twarz.
- Gdzie?
- Dom już stoi i czeka aż wreszcie zrobisz tam gruntowny porządek. Żebyś coś zrobiła z tym wielkim trawnikiem – dodał – Tam gdzie ci powiedziałem, jak po raz pierwszy zabrałem cie do Mikołowa – szepnął.
- Dom? - zdziwiła się. Cmoknął jej czoło.
- Tak. Bo kochanie, to miała być niespodzianka. Ale najpierw ten wyjazd, teraz szpital. Nie bądź...
- I nic mi nie powiedziałeś? - szepnęła z wyrzutem. Pokręcił głową.
- Niestety. To miała być niespodzianka – powtórzył. Westchnęła przypatrując się mu w skupieniu. Ale nie mogła nic powiedzieć. Nie miała siły i nie chciała. Poddawała się. Z każdym dniem co raz bardziej. Nie miała siły żeby walczyć. Nie chciała mu tego pokazać. Bo widziała jak się przejmuje. Ona nie może wbić mu ostatniego gwoździa do trumny. Nie chce. Za bardzo był dla niej ważny. Każdego dnia wspomina chociaż jeden dzień w towarzystwie Sebastiana. Bo odmienił jej życie. Oprócz tego, że był wspaniałym facetem, był również spełnieniem marzeń każdej kobiety o partnerze. Był w stanie stanąć na głowie, by pokazać jak bardzo jest dla niego ważna. Miała niesamowite szczęście. Że na nią właśnie zwrócił uwagę. Uniosła wzrok słysząc jak do sali wchodzi lekarz. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. W ręku ściskał kolejną kopertę.
- Jak się pani czuje? - przywykła do ich oficjalnego tonu.
- Nie jest zbyt ciekawie – mruknęła
- A będzie pani w stanie porozmawiać ze mną? Dzisiaj wreszcie pojawiła się pani karta lekarska z Poznania – odparł a ona zesztywniała. Po co? Czemu? Uniosła się powoli na łokciach ignorując przewlekły ból w mostku. Spojrzała na bruneta. Przyglądał się lekarzowi w skupieniu.
- Sebastian, mógłbyś wyjść? - to pytanie sprawiło, że obaj mężczyźni spojrzeli na nią. Lekarz był zaskoczony a brunet zdezorientowany.
- Co?
- Proszę cię. Wyjdź na chwilę – szepnęła. Serce łomotało mu w żebrach co raz mocniej. Mówiła to z przerażeniem, a po jej polikach stoczyły się wielkie łzy. O co tu im wszystkim chodzi? Nie kryła swojego strachu. Nie kryła nic.
- Ale czemu?
- Bo to moja indywidualna sprawa – rzuciła cicho skubiąc skrawek kołdry nerwowo. Podniósł się powoli. Z nieukrywaną wdzięcznością śledziła go wzrokiem. Gdy zamknął drzwi spojrzała na lekarza.
- I co pan tam wyczytał?
Przypatrywał się podłodze w skupieniu. To co słyszał napawało go tylko przerażeniem. To nie mogło być prawdą. Zacisnął pięść. Tylko dlatego kazała mu wyjść? Aż nie mógł uwierzyć. Rozczarował się jej zachowaniem. Otworzył drzwi. Blondynka urwała i zaskoczona spojrzała na niego. Nie należał do osób smutnych. Raczej zły? Wściekły. Lekarz podniósł się. A Magda zrozumiała. Podsłuchiwał. Ponownie łzy napłynęły do jej oczu. Czeka ją najcięższa rozmowa w jej życiu.
- Dlaczego? - rzucił nie podchodząc do niej. Spojrzała na niego.
- Bo muzyka to druga rzecz, która jest dla ciebie najważniejsza. I nie potrafiłabym cie ściągnąć z koncertów
- Magda do jasnej cholery! Byłem i jestem w stanie zrobić dla ciebie absolutnie wszystko! A ty...
- Miała to być taka sama niespodzianka jak twój dom. Ale... - urwała – Z przyczyn naturalnych organizm nie utrzymał ciąży. Zabroniłam komukolwiek dzwonić do ciebie. Byłeś na drugim krańcu kontynentu – wyjaśniła ocierając łzy.
- Byłaś w ciąży! I myślałaś, że uda ci się to ukryć?!
- Tak. Bo żaden z lekarzy przy normalnej ciąży nie grzebie tak głęboko – szepnęła wpatrując się w kołdrę. Czuł się oszukany. Dlaczego ukryła coś tak ważnego? Był w stanie zjawić się jeszcze tego samego dnia w Polsce. Gdyby wiedział, że coś złego dzieje się blondynce. Pokręcił głową i wyszedł. Jak ma teraz tu się pojawiać? Ruszył do wyjścia ignorując wszystkich. Miał dosyć. Chciał zamknąć oczy i upewnić się, że to tylko sen. przed szpitalem natknął się na Marcina. Spojrzał na niego z wyrzutem i ruszył do auta. Nie miał ochoty odpowiadać na jakiekolwiek pytania. I rozmawiać z nim. A jeśli on też wiedział?
Blondyn zerknął jak brunet odjeżdża. Co u licha? Pełen niepokoju
ruszył do środka. Wszedł do sali i spojrzał na roztrzęsioną
blondynkę.
- Mała – usiadł obok i bez słowa ją przytulił. Bał się pytać o najgorsze. Ale minął właśnie Sebastiana, który mordował wzrokiem. A teraz blondynka zanosi się szlochem.
- Wszystko wie – szepnęła. Marcin odgarnął kosmyki z jej twarzy.
- Wróci. I nie wolno ci się za mocno denerwować – szepnął – Daj mu chwilę na przemyślenie wszystkiego – dodał.
- Skąd wiesz?
- Pierwszy raz widziałem jak inny mężczyzna płakał – uśmiechnął się. To nie poprawiło jednak nastroju blondynce. Wręcz przeciwnie.
Wpatrywał się w jakiś punkt na niebie. Nie miał absolutnie pomysłu na to jak postąpić. Nikt nie zrozumie. Nikt nie wie co on czuje. I nikt nie powie mu jak ma postąpić. Dlaczego mu nie powiedziała? Dlaczego on nic nie zauważył? Dlaczego nie widział jak robiła się często nieobecna? Dlaczego nie widział, jak wiele razy wychodziła z łazienki z czerwonymi oczami? Bo miała jakąś wymówkę. A on głupi jej wierzył. Dlaczego? Bo ją, do jasnej cholery, kochał. Kocha! I nie wie co ma zrobić. Nie czuł odrazy. Tylko nieopisane rozczarowanie. Zawiodła go.
- I dalej zadręczasz się tym co działo by się gdyby? - usłyszał. Podniósł wzrok i spojrzał na jej ojca. Staruszek podupadł od ostatniego spotkania. Zrobił się jeszcze starszy.
- Nie. Szukam odpowiedzi na jedno pytanie. Dlaczego? - mruknął. Poczuł jak mężczyzna siada obok.
- Z miłości – oznajmił wpatrując się w kaczki, które leniwie toczyły się do tafli stawu.
- Miłości?
- Oczywiście. Bo Magda mimo wszystko myśli najpierw o innych, a później o sobie. I to sprawia, że często podejmuje głupie decyzje. Zupełnie jak jej mama. Już wiem po kim to odziedziczyła – szepnął. Brunet uśmiechnął się pod nosem. Oczywiście. Cała Magda. Ona potrafiła wisieć pół nocy na telefonie żeby wysłuchać. Potrafiła pół dzielnicy postawić na nogi, żeby znaleźć psa. Ona była w stanie stanąć na głowie. I to tak naprawdę tym go zauroczyła. Zwykłym byciem i spokojnym obserwowaniem otoczenia.
- Jak jej mama?
- Oczywiście. Popaprana kobieta ale pełna anielskiej miłości do wszystkich, którzy są dla niej ważni. Pełna skrajności. Ale kochana i odpowiedzialna. I nie zadręczaj się. Jeśli mówi, że da radę to da. Za kilka miesięcy będziesz na rękach nie nosił płyt a swoje dziecko – dodał – A ja wnuczkę – mruknął do siebie. Sebastian uśmiechnął się pod nosem. Wyprostował się.
- Skąd w panu tyle optymizmu? - był tym zaskoczony.
- To silna dziewczynka. Uparta. Zresztą pamiętaj. Smęceniem nie pomożesz. Potrzebuje silnego ramienia, które jej utrzyma. I zaraźliwego optymizmu, które pozwoli jej zapomnieć o tym co ją boli – szepnął klepiąc go po ramieniu.
- Wracaj do niej. Jesteś tam potrzebny bardziej – mruknął – I ucałuj ją ode mnie. Powiedz, że jestem i czekam – dodał wstając. Wcisnął na głowę słomkowy kapelusz i powoli ruszył w kierunku samochodów. Brunet przypatrywał mu się w skupieniu. Wszyscy w tym domu byli dziwni. Znali się od podszewki i porozumiewali podświadomie. Byli w stanie zrobić dla siebie wszystko. Podniósł się i wrócił. Spojrzał na nią. Wpatrywała się w okno oddychając za pomocą rurek. Pogorszyło się jej? Nie może go zostawić. Bo bez niej nic nie jest takie samo. Nic nie pozwoli mu zapomnieć o niej. Zniósł to nawet lepiej niż mogło się zdawać. Nie szalał z bólu. Bo miał być dla niej oparciem. Miał zaciskać palce na jej dłoni i ciągnąć za sobą. Przejdą przez to oboje. I będą niesamowicie, obrzydliwie szczęśliwi. Zasługują.
Wpadł podekscytowany do szpitala. Nie wiedział co ma zrobić. Wie, że możliwe jest zabranie jej do Katowic. Jeśli tylko się zgodzi. Jeśli tylko będzie chciała. Jest w stanie zapewnić jej tam właściwą opiekę. Bo lekarze będą w stanie nie zabić jej. Wszedł do sali i poczuł jak z jego twarzy odpływa krew. Jej łóżko było puste. Czuł rosnącą panikę. Czuł się zgubiony. Co tu się dzieje?
- Co się stało? - jak burza wpadł do gabinetu lekarza. Mężczyzna spojrzał na niego i westchnął cicho.
- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy – odparł a Sebastian poczuł jak osuwa mu się grunt spod nóg.
- Mała – usiadł obok i bez słowa ją przytulił. Bał się pytać o najgorsze. Ale minął właśnie Sebastiana, który mordował wzrokiem. A teraz blondynka zanosi się szlochem.
- Wszystko wie – szepnęła. Marcin odgarnął kosmyki z jej twarzy.
- Wróci. I nie wolno ci się za mocno denerwować – szepnął – Daj mu chwilę na przemyślenie wszystkiego – dodał.
- Skąd wiesz?
- Pierwszy raz widziałem jak inny mężczyzna płakał – uśmiechnął się. To nie poprawiło jednak nastroju blondynce. Wręcz przeciwnie.
Wpatrywał się w jakiś punkt na niebie. Nie miał absolutnie pomysłu na to jak postąpić. Nikt nie zrozumie. Nikt nie wie co on czuje. I nikt nie powie mu jak ma postąpić. Dlaczego mu nie powiedziała? Dlaczego on nic nie zauważył? Dlaczego nie widział jak robiła się często nieobecna? Dlaczego nie widział, jak wiele razy wychodziła z łazienki z czerwonymi oczami? Bo miała jakąś wymówkę. A on głupi jej wierzył. Dlaczego? Bo ją, do jasnej cholery, kochał. Kocha! I nie wie co ma zrobić. Nie czuł odrazy. Tylko nieopisane rozczarowanie. Zawiodła go.
- I dalej zadręczasz się tym co działo by się gdyby? - usłyszał. Podniósł wzrok i spojrzał na jej ojca. Staruszek podupadł od ostatniego spotkania. Zrobił się jeszcze starszy.
- Nie. Szukam odpowiedzi na jedno pytanie. Dlaczego? - mruknął. Poczuł jak mężczyzna siada obok.
- Z miłości – oznajmił wpatrując się w kaczki, które leniwie toczyły się do tafli stawu.
- Miłości?
- Oczywiście. Bo Magda mimo wszystko myśli najpierw o innych, a później o sobie. I to sprawia, że często podejmuje głupie decyzje. Zupełnie jak jej mama. Już wiem po kim to odziedziczyła – szepnął. Brunet uśmiechnął się pod nosem. Oczywiście. Cała Magda. Ona potrafiła wisieć pół nocy na telefonie żeby wysłuchać. Potrafiła pół dzielnicy postawić na nogi, żeby znaleźć psa. Ona była w stanie stanąć na głowie. I to tak naprawdę tym go zauroczyła. Zwykłym byciem i spokojnym obserwowaniem otoczenia.
- Jak jej mama?
- Oczywiście. Popaprana kobieta ale pełna anielskiej miłości do wszystkich, którzy są dla niej ważni. Pełna skrajności. Ale kochana i odpowiedzialna. I nie zadręczaj się. Jeśli mówi, że da radę to da. Za kilka miesięcy będziesz na rękach nie nosił płyt a swoje dziecko – dodał – A ja wnuczkę – mruknął do siebie. Sebastian uśmiechnął się pod nosem. Wyprostował się.
- Skąd w panu tyle optymizmu? - był tym zaskoczony.
- To silna dziewczynka. Uparta. Zresztą pamiętaj. Smęceniem nie pomożesz. Potrzebuje silnego ramienia, które jej utrzyma. I zaraźliwego optymizmu, które pozwoli jej zapomnieć o tym co ją boli – szepnął klepiąc go po ramieniu.
- Wracaj do niej. Jesteś tam potrzebny bardziej – mruknął – I ucałuj ją ode mnie. Powiedz, że jestem i czekam – dodał wstając. Wcisnął na głowę słomkowy kapelusz i powoli ruszył w kierunku samochodów. Brunet przypatrywał mu się w skupieniu. Wszyscy w tym domu byli dziwni. Znali się od podszewki i porozumiewali podświadomie. Byli w stanie zrobić dla siebie wszystko. Podniósł się i wrócił. Spojrzał na nią. Wpatrywała się w okno oddychając za pomocą rurek. Pogorszyło się jej? Nie może go zostawić. Bo bez niej nic nie jest takie samo. Nic nie pozwoli mu zapomnieć o niej. Zniósł to nawet lepiej niż mogło się zdawać. Nie szalał z bólu. Bo miał być dla niej oparciem. Miał zaciskać palce na jej dłoni i ciągnąć za sobą. Przejdą przez to oboje. I będą niesamowicie, obrzydliwie szczęśliwi. Zasługują.
Wpadł podekscytowany do szpitala. Nie wiedział co ma zrobić. Wie, że możliwe jest zabranie jej do Katowic. Jeśli tylko się zgodzi. Jeśli tylko będzie chciała. Jest w stanie zapewnić jej tam właściwą opiekę. Bo lekarze będą w stanie nie zabić jej. Wszedł do sali i poczuł jak z jego twarzy odpływa krew. Jej łóżko było puste. Czuł rosnącą panikę. Czuł się zgubiony. Co tu się dzieje?
- Co się stało? - jak burza wpadł do gabinetu lekarza. Mężczyzna spojrzał na niego i westchnął cicho.
- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy – odparł a Sebastian poczuł jak osuwa mu się grunt spod nóg.
-------------------------------------------
Aż mi sie przykro robi jak pomyślę...