Drogi
do Koszalina nie pamiętał. Zresztą w głowie tłukło mu się
tylko jedno zdanie. To co że zostawił wszystko, to co że wszyscy
dzwonią. Musiał być przy niej. Zacisnął mocniej ręce na
kierownicy. Co czuł? Sam nie wiedział. Bał się. Bo to, że umiera
powodowało w nim nowe potoki łez. Przecież planowali wspólną
przyszłość. Zbudował dla nich dom. Sam. Wie, że zabije go za to.
Ale warto. Bo znalazł kogoś przy kim nie czuł się samotny. Nie
popadał w rutynę. Zagryzł wnętrze polików czując jak ponownie w
oczach zbierają mu się łzy. Bo to nie tak... Życie jest nie fair.
Spojrzeli na niego gdy wpadł do szpitala i rozmawiał z lekarzem. Blondynka szła w zaparte. Pokręcił głową czując jak jej upór i jemu się udziela. Ale wie, że musi zareagować. Podniósł wzrok i spojrzał na nich. Nie wyglądali na ucieszonych z jego obecności. O co chodzi? Nie wnikał na razie. Skupił się bardziej na tym co mówił mu lekarz. A raczej jakie zadawał mu ciosy. Bo to co słyszał nie napawało go optymizmem.
- Ale są jakieś szanse?
- Oczywiście, jeśli uda się pacjentkę przekonać – wyjaśnił lekarz przyglądając mu się z zaciekawieniem. Sebastian westchnął czując palące poczucie niemocy. Bo jak przekonać ma ją, do zrobienia czegoś czego w życiu by jej nie pozwolił? Bo pragnął tego z całego serca.
- A jeśli nie?
- To już nie wiem. Podajemy jej leki i staramy się odciążyć jak najbardziej organizm, ale wie pan... - urwał widząc jak Sebastian podchodzi do drzwi. Wziął głęboki wdech i nacisnął klamkę. Poczuł się jakby szedł na stracenie. Bo zostaje mu tylko przekonać ją. Wszedł do środka. Spojrzał na nią i coś go ścisnęło w środku. Słysząc kroki uniosła powieki i zerknęła na Sebastiana. Od razu w jej oczach zaszkliły się łzy. Ona również była przerażona. Zamknął cicho drzwi.
Łukasz spojrzał na rodziców karcąco. Gdy tylko zamknęły się drzwi za Sebastianem ruszyli w kierunku jej sali.
- O co ci chodzi?
- O to co wy wyprawiacie. Zamiast dać im chwilę spokoju chcecie go przegonić. Bo co?
- Bo zobacz do czego to doprowadziło – jego mama ściągnęła brwi. - Zamiast od razu go przegonić, to kazałeś nam dać spokój jej
Spojrzeli na niego gdy wpadł do szpitala i rozmawiał z lekarzem. Blondynka szła w zaparte. Pokręcił głową czując jak jej upór i jemu się udziela. Ale wie, że musi zareagować. Podniósł wzrok i spojrzał na nich. Nie wyglądali na ucieszonych z jego obecności. O co chodzi? Nie wnikał na razie. Skupił się bardziej na tym co mówił mu lekarz. A raczej jakie zadawał mu ciosy. Bo to co słyszał nie napawało go optymizmem.
- Ale są jakieś szanse?
- Oczywiście, jeśli uda się pacjentkę przekonać – wyjaśnił lekarz przyglądając mu się z zaciekawieniem. Sebastian westchnął czując palące poczucie niemocy. Bo jak przekonać ma ją, do zrobienia czegoś czego w życiu by jej nie pozwolił? Bo pragnął tego z całego serca.
- A jeśli nie?
- To już nie wiem. Podajemy jej leki i staramy się odciążyć jak najbardziej organizm, ale wie pan... - urwał widząc jak Sebastian podchodzi do drzwi. Wziął głęboki wdech i nacisnął klamkę. Poczuł się jakby szedł na stracenie. Bo zostaje mu tylko przekonać ją. Wszedł do środka. Spojrzał na nią i coś go ścisnęło w środku. Słysząc kroki uniosła powieki i zerknęła na Sebastiana. Od razu w jej oczach zaszkliły się łzy. Ona również była przerażona. Zamknął cicho drzwi.
Łukasz spojrzał na rodziców karcąco. Gdy tylko zamknęły się drzwi za Sebastianem ruszyli w kierunku jej sali.
- O co ci chodzi?
- O to co wy wyprawiacie. Zamiast dać im chwilę spokoju chcecie go przegonić. Bo co?
- Bo zobacz do czego to doprowadziło – jego mama ściągnęła brwi. - Zamiast od razu go przegonić, to kazałeś nam dać spokój jej
-
Bo wie co robi, jest dorosła i co najważniejsze szczęśliwa –
wycedził.
- Łukasz, do jasnej cholery! Jest w ciąży a dziecko ją zabija. A czemu? Bo mają ostry konflikt serologiczny! - rzuciła ze złością kobieta przyciągając tym samym spojrzenie kilku osób. Łukasz zgromił ją wzrokiem.
- Zdarza się. Bierz pod uwagę, że zdarza się – odparł – I nie pozwolę wam tam wejść – dodał zatrzymując się przed drzwiami. Rodzice spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Mówił to z takim uporem, że dali spokój. Przerażało ich przecież to, że Magda znika z ich życia. Przywiązali się do niej i to oni w końcu otoczyli ją jakąś opieką. I martwili się o nią cały czas, traktowali jak córkę. A teraz ich rodzony syn stawia się i nie pozwala im ochronić jej ponownie.
Spojrzał na nią z niepokojem. Była uparta i za nic nie chciała się zgodzić. A on nie miał już powoli żadnych argumentów.
- Kochanie, ale przecież... - zamilkł czując jak zaciska palce na jego dłoni.
- Dam radę, nie potrafię. To jest... - zagryzła wargę – Łatwo ci jest o tym mówić? Albo prosić mnie? Przecież to człowiek, dziecko – zerknęła. Zamilkł. Wyciągnęła najcięższy argument. Oczywiście, że od zawsze marzył o pełnej rodzinie. Ale nie może przejść obojętnie jeśli to miałoby zabić najważniejszą kobietę jego życia.
- Nie, ale coś za coś. Jeśli to cie zabije? - czuł ogromną niemoc. Spojrzała na niego łapiąc głębokie oddechy. Widać, że mówiła z trudem. Nie kryła się z bólem. Była tutaj sama i nie ukrywała tego co się z nią działo.
- Dam sobie radę – szepnęła. Pokręcił głową. Nie mógł tego zrozumieć. Nie pojmował tego co mówiła. Nie chciał nawet rozumieć tego co mówiła. Podpisywała na siebie wyrok, skazywała się na śmierć. A on nie potrafił jej od tego odciągnąć. Wiedział, że była uparta. Ukazywało się to w każdym jej kroku. Wiedziała czego chcę i wiedziała, że to osiągnie. Nie poddawała się. Tak jak zawsze.
- Magda ja nie chcę cie stracić – odparł – Jesteś pierwszą kobietą od wielu, wielu lat dla której jestem w stanie zmienić wszystko. Dla ciebie będę w stanie nawet iść po gwiazdkę z nieba. A wiesz dlaczego? Bo kocham cie, i to nie mówię z czystego stwierdzenia bo tak trzeba. Po prostu nie spodziewałem się, że pod okryciem ironii i złośliwości kryje się ktoś kto oczaruje człowieka zwykłym byciem, sposobem mówienia. Potrzebuje z tobą rozmawiać bo wiem, że ty jako jedyna mnie tak naprawdę rozumiesz – oznajmił a w jej oczach ponownie zaszkliły się łzy. Patrzył na nią z niepokojem.
- Sebastian – jęknęła płaczliwie – Ale zrozum. Ja nie cierpię, nie cierpiałam dzieci ale gdy. Nie będę potrafiła wstać rano i nie myśleć o nim lub niej. Bo do jasnej cholery moi rodzice mogli postąpić identycznie ze mną – rzuciła tracąc nad sobą kontrolę. Przypatrywał jej się w skupieniu czując jak i jemu do oczu cisną się łzy. Bo powiedziała coś co i on czuł. Zamknął oczy chowając twarz w dłoniach. Wziął głęboki wdech. Nie potrafił.
Wojtek cisnął telefon na kanapę. Od dnia gdy Sebastian wyleciał z wytwórni nie dawał znaku życia. A on się po prostu martwił. Kamila uniosła brew spod koca.
- I co?
- Nic – warknął zrezygnowany przecierając twarz palcami – Bo on to jak jakiś nienormalny się zachowywał – dodał z troską. Nie ukrywał, że martwił się o niego. Sebastian był nieokrzesany. A zwłaszcza jeśli chodziło o Magdę. Nie zachowywał się racjonalnie. Nie był tym samym Sebastianem do którego się przyzwyczaił.
- A może lepiej zadzwonić do Magdy?
- Próbowałem – szepnął z niepokojem – Ale ona telefon ma wyłączony – oznajmił cicho. Poczuł jak dziewczyna przytula się do niego. Złapał jej dłonie.
- Nic im nie jest – szepnęła wtulając się w niego. Zamknął oczy. Chciał w to wierzyć. Chciał wierzyć w to, że Magda jednak nie zrobiła nic głupiego.
Cmoknął jej czoło. Potrzebowała jego obecności. Jakoś przełknął myśl, że podjęła decyzję. A on postanowił ją wspierać. Cokolwiek się nie stanie on będzie obok. Bo żaden argument do niej nie dociera. Zresztą ma własne argumenty. Złapała jego dłonie.
- A jak w wytwórni? - zerknęła na niego. Westchnął. Jak ma się uśmiechać?
- Bardzo dobrze – westchnął. Złapała jego rękę. Przypatrywał się jej w skupieniu. Schudła. I jej skóra straciła blask. I w ogóle zrobiła się taka jeszcze bardziej krucha. Bał się, że może coś się jej stać.
Uniósł powieki zaspany słysząc dźwięk swojego telefonu. Ocknął się nagle przypominając sobie ostatnie, diabelnie długie dwa dni. Magda! Usiadł i złapał za komórkę. Zagryzł nerwowo wargę.
- No wreszcie – słysząc ulgę w głosie swojej mamy poczuł się ponownie zagubiony. Zacisnął zęby.
- Sebuś co się stało? Wojtek powiedział, że wyleciałeś jak oparzony ze studia, krzycząc że jedziesz do Magdy. Co się dzieje? - kobieta również zasępiła się. Zaintrygowana zachowaniem swojego syna nie mogła spać. Martwiła się również o Magdę. Dziewczyna miała na jej syna ogromny wpływ, chociaż nie była zaborcza. I życzyła im jak najlepiej.
- Magda... - zadrżało w niej serce słysząc szloch bruneta.
- Sebuś... Czy ona?
-Nie, nie. Wróciła ze Szwecji – uspokoił się trochę – Jest w ciąży. Ale... - zapowietrzył się kolejny raz tłumiąc szloch. Kobieta poczuła niesamowity przypływ euforii. Zostanie wreszcie babcią?! Czekała na to z utęsknieniem. A teraz...
- Ale... To ją zabija – oznajmił cicho. Kobieta powoli usiadła na kanapie. Zakryła usta dłonią.
- Co?
- Konflikt serologiczny w jednej z ostrzejszych form. Może nie dożyć końca – szepnął czując jak drży jego głos. Czuł się bezsilny. Bo wczoraj podjęła decyzję a on nie potrafił jej się postawić. Bo co ma jej obiecać?! Jak ma teraz patrzeć na nią. Nawet nie myślał o tym żeby wrócić do Mikołowa. A zabranie jej do Katowic może ją zabić. Nikt nie jest cudotwórcą. I musi w Szczecinie spędzić całe siedem miesięcy. Cały czas będąc pod opieką lekarzy. A on będzie z nią. Bo wie, że musi wierzyć do samego końca. Wierzyć za nią i za siebie. Wiara przecież czyni cuda.
- Łukasz, do jasnej cholery! Jest w ciąży a dziecko ją zabija. A czemu? Bo mają ostry konflikt serologiczny! - rzuciła ze złością kobieta przyciągając tym samym spojrzenie kilku osób. Łukasz zgromił ją wzrokiem.
- Zdarza się. Bierz pod uwagę, że zdarza się – odparł – I nie pozwolę wam tam wejść – dodał zatrzymując się przed drzwiami. Rodzice spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Mówił to z takim uporem, że dali spokój. Przerażało ich przecież to, że Magda znika z ich życia. Przywiązali się do niej i to oni w końcu otoczyli ją jakąś opieką. I martwili się o nią cały czas, traktowali jak córkę. A teraz ich rodzony syn stawia się i nie pozwala im ochronić jej ponownie.
Spojrzał na nią z niepokojem. Była uparta i za nic nie chciała się zgodzić. A on nie miał już powoli żadnych argumentów.
- Kochanie, ale przecież... - zamilkł czując jak zaciska palce na jego dłoni.
- Dam radę, nie potrafię. To jest... - zagryzła wargę – Łatwo ci jest o tym mówić? Albo prosić mnie? Przecież to człowiek, dziecko – zerknęła. Zamilkł. Wyciągnęła najcięższy argument. Oczywiście, że od zawsze marzył o pełnej rodzinie. Ale nie może przejść obojętnie jeśli to miałoby zabić najważniejszą kobietę jego życia.
- Nie, ale coś za coś. Jeśli to cie zabije? - czuł ogromną niemoc. Spojrzała na niego łapiąc głębokie oddechy. Widać, że mówiła z trudem. Nie kryła się z bólem. Była tutaj sama i nie ukrywała tego co się z nią działo.
- Dam sobie radę – szepnęła. Pokręcił głową. Nie mógł tego zrozumieć. Nie pojmował tego co mówiła. Nie chciał nawet rozumieć tego co mówiła. Podpisywała na siebie wyrok, skazywała się na śmierć. A on nie potrafił jej od tego odciągnąć. Wiedział, że była uparta. Ukazywało się to w każdym jej kroku. Wiedziała czego chcę i wiedziała, że to osiągnie. Nie poddawała się. Tak jak zawsze.
- Magda ja nie chcę cie stracić – odparł – Jesteś pierwszą kobietą od wielu, wielu lat dla której jestem w stanie zmienić wszystko. Dla ciebie będę w stanie nawet iść po gwiazdkę z nieba. A wiesz dlaczego? Bo kocham cie, i to nie mówię z czystego stwierdzenia bo tak trzeba. Po prostu nie spodziewałem się, że pod okryciem ironii i złośliwości kryje się ktoś kto oczaruje człowieka zwykłym byciem, sposobem mówienia. Potrzebuje z tobą rozmawiać bo wiem, że ty jako jedyna mnie tak naprawdę rozumiesz – oznajmił a w jej oczach ponownie zaszkliły się łzy. Patrzył na nią z niepokojem.
- Sebastian – jęknęła płaczliwie – Ale zrozum. Ja nie cierpię, nie cierpiałam dzieci ale gdy. Nie będę potrafiła wstać rano i nie myśleć o nim lub niej. Bo do jasnej cholery moi rodzice mogli postąpić identycznie ze mną – rzuciła tracąc nad sobą kontrolę. Przypatrywał jej się w skupieniu czując jak i jemu do oczu cisną się łzy. Bo powiedziała coś co i on czuł. Zamknął oczy chowając twarz w dłoniach. Wziął głęboki wdech. Nie potrafił.
Wojtek cisnął telefon na kanapę. Od dnia gdy Sebastian wyleciał z wytwórni nie dawał znaku życia. A on się po prostu martwił. Kamila uniosła brew spod koca.
- I co?
- Nic – warknął zrezygnowany przecierając twarz palcami – Bo on to jak jakiś nienormalny się zachowywał – dodał z troską. Nie ukrywał, że martwił się o niego. Sebastian był nieokrzesany. A zwłaszcza jeśli chodziło o Magdę. Nie zachowywał się racjonalnie. Nie był tym samym Sebastianem do którego się przyzwyczaił.
- A może lepiej zadzwonić do Magdy?
- Próbowałem – szepnął z niepokojem – Ale ona telefon ma wyłączony – oznajmił cicho. Poczuł jak dziewczyna przytula się do niego. Złapał jej dłonie.
- Nic im nie jest – szepnęła wtulając się w niego. Zamknął oczy. Chciał w to wierzyć. Chciał wierzyć w to, że Magda jednak nie zrobiła nic głupiego.
Cmoknął jej czoło. Potrzebowała jego obecności. Jakoś przełknął myśl, że podjęła decyzję. A on postanowił ją wspierać. Cokolwiek się nie stanie on będzie obok. Bo żaden argument do niej nie dociera. Zresztą ma własne argumenty. Złapała jego dłonie.
- A jak w wytwórni? - zerknęła na niego. Westchnął. Jak ma się uśmiechać?
- Bardzo dobrze – westchnął. Złapała jego rękę. Przypatrywał się jej w skupieniu. Schudła. I jej skóra straciła blask. I w ogóle zrobiła się taka jeszcze bardziej krucha. Bał się, że może coś się jej stać.
Uniósł powieki zaspany słysząc dźwięk swojego telefonu. Ocknął się nagle przypominając sobie ostatnie, diabelnie długie dwa dni. Magda! Usiadł i złapał za komórkę. Zagryzł nerwowo wargę.
- No wreszcie – słysząc ulgę w głosie swojej mamy poczuł się ponownie zagubiony. Zacisnął zęby.
- Sebuś co się stało? Wojtek powiedział, że wyleciałeś jak oparzony ze studia, krzycząc że jedziesz do Magdy. Co się dzieje? - kobieta również zasępiła się. Zaintrygowana zachowaniem swojego syna nie mogła spać. Martwiła się również o Magdę. Dziewczyna miała na jej syna ogromny wpływ, chociaż nie była zaborcza. I życzyła im jak najlepiej.
- Magda... - zadrżało w niej serce słysząc szloch bruneta.
- Sebuś... Czy ona?
-Nie, nie. Wróciła ze Szwecji – uspokoił się trochę – Jest w ciąży. Ale... - zapowietrzył się kolejny raz tłumiąc szloch. Kobieta poczuła niesamowity przypływ euforii. Zostanie wreszcie babcią?! Czekała na to z utęsknieniem. A teraz...
- Ale... To ją zabija – oznajmił cicho. Kobieta powoli usiadła na kanapie. Zakryła usta dłonią.
- Co?
- Konflikt serologiczny w jednej z ostrzejszych form. Może nie dożyć końca – szepnął czując jak drży jego głos. Czuł się bezsilny. Bo wczoraj podjęła decyzję a on nie potrafił jej się postawić. Bo co ma jej obiecać?! Jak ma teraz patrzeć na nią. Nawet nie myślał o tym żeby wrócić do Mikołowa. A zabranie jej do Katowic może ją zabić. Nikt nie jest cudotwórcą. I musi w Szczecinie spędzić całe siedem miesięcy. Cały czas będąc pod opieką lekarzy. A on będzie z nią. Bo wie, że musi wierzyć do samego końca. Wierzyć za nią i za siebie. Wiara przecież czyni cuda.
--------------------------------
Tadam! A tego nikt sie nie spodziewał!Dwa rozdziały i zamykam najważniejsze i najdłuższe moje opowiadanie
no nikt sie nie spodziewał.. :O
OdpowiedzUsuńdobry rodział, tyle że biologicznie jest to troche przekoloryzowane, bo w pierwszej ciąży konflikt serologiczny nie wpływa na dziecko i matke, dopiero w drugiej, no chyba, że Magda już wcześnniej była w ciąży i nikt o tym nie wiedział...
Kurcze, jeszcze tylko dwa rodziały.. bedzie mi brakowalo ich przygód!
Tak myślałam, że będzie w ciąży, tyle że nie spodziewałam się takich komplikacji. Mam nadzieję, że ich nie pozabijasz na koniec. Bo oni muszą być razem. Szkoda, że opowiadanie dobiega końca. Czekam na kolejną cześć. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKobieto, teraz to mnie w fotel wbiłaś! Ja po ostatnim rozdziale jak w skowronkach, bo są razem, bo rodzina się powiększy, a tu takie... badumss. Ale wierzę, ze się im uda, w końcu wiara czyni cuda. Muszą być silni, Sebek dla Magdy, Magda dla dziecka... będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńHej! Przybywam z informacją, że u mnie na losy-lowcow i dortmund-story pojawiły się nowe rozdziały, na które serdecznie zapraszam!
OdpowiedzUsuń