środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 53

         W życiu każdego człowieka nadchodzi kiedyś taki dzień. Dzień który oznacza wielkie zmiany. I zmiany te dotyczą tego się robiło, co było dla ciebie ważne. Po wielu latach pseudo rutyny, bo wiedziałeś co masz robić, pojawia się dzień w którym nie wiesz nic. Budzisz się rano, patrzysz w lustro i myślisz – dlaczego ty? Dlaczego to właśnie dzisiaj musisz się zmienić. Chce Ci się płakać i nie wiesz co zrobić ze swoim życiem. Traci sens, traci część ważności.
              Tak jest ze mną.
       Czas powiedzieć sobie dosyć, czas powiedzieć sobie stop. Nie jestem zadowolony z tego. Nawet nie czuję euforii. Bardziej płytkie otępienie. Bo stoję co rano przed lustrem i zadaję sobie pytanie, co będę dzisiaj robić.
          Po ponad 20 latach pracy z mikrofonem czas usiąść na tyłku. Ciężko mi jest to pisać. Ale Rahim już nigdy nic nie nagra. Raczej skupi się na wydawaniu. MaxFlo dalej będzie istnieć, a ja zostanę wydawcą młodych ludzi. Schowam tylko mikrofon gdzieś w pudełko, gdzieś w głębi szafy obok wszystkich wspomnień. Ze wszystkim co mówi o Niej. Bo bez Niej jest już w ogóle ciężko. Nie ma kto mnie zmotywować.
Ale wiem, że nadszedł ten dzień. Bo pojawiła się K. Dużo rozumie z każdym dniem i nie można w kółko powtarzać Jej, że tata jest zajęty :) Muszę i chcę być obecny w Jej życiu.
Pamiętajcie – Ojcem zostać jest łatwo, Tatą to już inna sprawa.
Czas skończyć ten potok słów i powiedzieć wam Do Widzenia, Do Zobaczenia. Może się jeszcze spotkamy. Ale nie jako artysta. A gdzieś na ulicy, w normalnym życiu.
Trzymajcie się ciepło.
I pamiętajcie – nie ma rzeczy niemożliwych , sami ustalamy sobie bariery.

Czuł jak go mdli czytając ten wpis. Bo zamyka dwa najważniejsze etapy swojego życia. Ma teraz inne obowiązki i inne sprawy na głowie. Spojrzał jeszcze raz w ekran laptopa czując drapanie w gardle. Zawisł dłonią nad klawiaturą. Jeśli to wyśle nie będzie odwrotu. Ale czego chciał? Naprawdę chciał zostawić to co kocha? Naprawdę chciał klepać osiem godzin dziennie w biurze? Czy nie kręci go już podróżowanie po kraju wzdłuż i wszerz? Co się z nim stało? Gdzie zgubił tę werwę? Uniósł wzrok nagle i szeroki uśmiech ozdobił jego twarz.
- Dłuuuugo? - mała brunetka stanęła przed nim i skrzyżowała rączki na klatce piersiowej. Zaśmiał się widząc jej wygięte wargi.
- Ale co?
- Obiecałeś, że pójdziemy na spacer – mruknęła z rozżaleniem. Na jakikolwiek wyjazd na wakacje może liczyć dopiero za tydzień. Teraz nic nie zanosiło się na wyjazd. Więc zmuszona była siedzieć w Mikołowie.
- No już, już – zaśmiał się cicho. Wiedział, że postępuje słusznie. Są rzeczy ważne i ważniejsze. A Klaudia jest tą ważniejszą. I zawsze zostanie. Musiał rozstać się z muzyką, żeby tylko być obecny w życiu swojej córki. Bo oszalał zupełnie. Pamięta ten dzień gdy wziął ją na ręce po raz pierwszy. Taka mała, drobna i bezbronna. I tylko jego. Nikt mu nie miał prawa jej zabrać. I nie zabrał. Widział jak z każdym miesiącem się zmienia. Co z tego, że ma astmę? Jest po prostu szczęśliwym dzieckiem a on z uśmiechem patrzy na to jak się zmienia. Poczuł jak wskakuje na jego kolana. Złapała jego dłoń i nacisnęła enter. Zaskoczony spojrzał na nią. Uśmiechnęła się do niego szeroko opierając piąstki na jego polikach.
- Widzisz jakie to proste – rzuciła. Roześmiał się w głos widząc jej minę. Dziewczynka parsknęła śmiechem i zeskoczyła z jego kolan. Podniósł się składając laptopa. Wiedział, że podjął absolutnie słuszną decyzję. Zrezygnował z muzyki żeby spełnić się jako ojciec. Swoje już napisał, swoje już nagrał. Emerytura – brzmiało to co najmniej prawidłowo. Zszedł na dół. Dom toczył w sobie ciszę. Zerknął na pobojowisko. Pełno zabawek kłębiło się na wielkim dywanie w salonie. Zerknął na córkę, która w skupieniu sortowała zabawki do kartonów. Uśmiechnął się przechodząc do kuchni. Dziewczynka zerknęła na niego. Był jej Tatą. Tylko jej. I to tym najfajniejszym.
                         Otworzył drzwi od jednego z pokoju i uśmiechnął się szeroko. Magda siedziała na łóżku córki czytając jej. Co czuł? Absolutną euforię. Bo miał najważniejsze dla siebie kobiety obok. Magda jakoś się wybroniła z powikłań. Odzyskała w pełni formę. A Klaudia? Najcudowniejsza istota w ich życiu. Teraz już wspólnym. W jednym domu, z jednym nazwiskiem. Wreszcie osiągnął to co chciał. Zerknął na blondynkę, która całowała właśnie czoło dziewczynki, która już spała. Nie ukrywał, że dał jej do wiwatu. Podniosła się i spojrzała na bruneta. Uśmiechnęła się szeroko. Wyjaśnili sobie wszystko. Zdali sobie sprawę, że nie warto niczego ukrywać. A teraz? Miała wspaniałego męża, córkę i robiła to co kocha. Od trzech lat jest dumną panią podleśniczyną. I nie ma zamiaru zamienić tej pracy na cokolwiek innego.
- Cii... - szepnęła gdy otwierał usta.
- Czyli mówię za głośno? - złapał jej dłoń.
- Tak – szepnęła. Cmoknął jej usta i pociągnął za sobą. Ruszyli na dół. Chcieli teraz odpocząć. Co miało teraz się zmienić? Nic! Sebastian pojął jej pasję. I sobie żyli, w tym samym domu. Ciągnąc tak obrzydliwie szczęśliwy żywot, że można dostać cukrzycy!
                                   ~*~
                       I to by było na tyle. Na prawdę jest mi trudno rozstać sie z tym opowiadaniem. Po pierwsze dlatego, że kosztowało mnie dwa lata. Dwa lata spędzone na samym pisaniu. I czuję sie taka pusta. Przywiązałam sie do tych bohaterów, do toków.
Pozostaje mi tylko pozostawić Wam serdeczne podziękowania. Dla każdej z Was,znanej bardziej lub mnie. Bo byłyście ze mną i każdym słowem motywowałyście do pisania. Dziękuję Wam serdecznie :*




Co oznacza, że nie piszę. Skąd. Tworzę coś nowego.
I oprócz córki trenera zapraszam Was na coś nowego : naprawimy to  to coś zupełnie innego. Nowego, też z muzyką w tle. Opowieść o dwóch osobach, które spotykają sie po kilku latach. Znają sie doskonale, zostawili między sobą niedokończone sprawy, niedopowiedzenia i chcą to zmienić. Ale z jakim skutkiem?

Zapraszam, Wasz Diamencik :*

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 52

                   Drzwi zamknął za sobą cicho. Jednak i to sprawiło, że blondynka powoli ściągnęła brwi i uniosła powieki. Wykrzesała z siebie uśmiech widząc jak zbliża się do łóżka. Nie poprawiło jej się i jest jeszcze gorzej. Z dnia na dzień traci siły. A on jest mimowolnym świadkiem tego. Czuł wyrzuty sumienia, to oczywiste. Ale nie może pokazać tego. Nie jej. Nachylił się nad nią i cmoknął jej czoło. Czuł się tu strasznie. Zapach szpitala już na niego nie działał. Spędzał tu dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nawet lekarze nie wywalają go z sali. Bo wiedzą, że to nic nie da. Sebastian się zawziął. Widzą, że nie pozwoli Magdzie samej przez to brnąć. Nie rozumieli tego, ale też nie negowali. Podjął decyzję. Usiadł na krzesełku i cmoknął jej czoło. Widział ból w jej oczach i miał ochotę płakać. Bo to jego wina po części. Odgarnął z jej twarzy kosmyki włosów. Jest tu już drugi miesiąc i nie wie co czuje. Czy strach czy euforię. Bo jest bliżej końca niż dalej. Zamknął oczy czując jak jej chłodna skóra oplata jego dłonie. Musi ją wspierać. Musi być dla niej oparciem. Co dzień zabierają ją na badania, co dzień widzi na monitorze jak jego dziecko rozwija się nie robiąc sobie nic z tego, że może jutro przegrać. Organizm blondynki traktuje tą małą istotkę jak intruza. A on nie wie nawet dlaczego to akurat przytrafia się jemu. Bóg to taka menda bo zabiera mu powoli najważniejszą osobę w jego życiu.
- Wiesz – usłyszał jej głos i poczuł jak przebiega po jego ciele dreszcz – Co się stanie jak umrę? - na to pytanie nie chce odpowiadać.
- Nic. Bo nie umrzesz – odparł automatycznie.
- Czuję zupełnie coś innego – podnosi wzrok. Poczuł jak do jego oczu napływają łzy.
- Madzia. Damy radę, nikomu nic się nie stanie. A później wiesz co zrobimy? Wrócimy do Mikołowa i zobaczysz jak będzie pięknie. Tak jak ustaliliśmy – szepnął muskając palcami jej polik. Blady uśmiech wpełzł na jej twarz.
- Gdzie?
- Dom już stoi i czeka aż wreszcie zrobisz tam gruntowny porządek. Żebyś coś zrobiła z tym wielkim trawnikiem – dodał – Tam gdzie ci powiedziałem, jak po raz pierwszy zabrałem cie do Mikołowa – szepnął.
- Dom? - zdziwiła się. Cmoknął jej czoło.
- Tak. Bo kochanie, to miała być niespodzianka. Ale najpierw ten wyjazd, teraz szpital. Nie bądź...
- I nic mi nie powiedziałeś? - szepnęła z wyrzutem. Pokręcił głową.
- Niestety. To miała być niespodzianka – powtórzył. Westchnęła przypatrując się mu w skupieniu. Ale nie mogła nic powiedzieć. Nie miała siły i nie chciała. Poddawała się. Z każdym dniem co raz bardziej. Nie miała siły żeby walczyć. Nie chciała mu tego pokazać. Bo widziała jak się przejmuje. Ona nie może wbić mu ostatniego gwoździa do trumny. Nie chce. Za bardzo był dla niej ważny. Każdego dnia wspomina chociaż jeden dzień w towarzystwie Sebastiana. Bo odmienił jej życie. Oprócz tego, że był wspaniałym facetem, był również spełnieniem marzeń każdej kobiety o partnerze. Był w stanie stanąć na głowie, by pokazać jak bardzo jest dla niego ważna. Miała niesamowite szczęście. Że na nią właśnie zwrócił uwagę. Uniosła wzrok słysząc jak do sali wchodzi lekarz. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. W ręku ściskał kolejną kopertę.
- Jak się pani czuje? - przywykła do ich oficjalnego tonu.
- Nie jest zbyt ciekawie – mruknęła
- A będzie pani w stanie porozmawiać ze mną? Dzisiaj wreszcie pojawiła się pani karta lekarska z Poznania – odparł a ona zesztywniała. Po co? Czemu? Uniosła się powoli na łokciach ignorując przewlekły ból w mostku. Spojrzała na bruneta. Przyglądał się lekarzowi w skupieniu.
- Sebastian, mógłbyś wyjść? - to pytanie sprawiło, że obaj mężczyźni spojrzeli na nią. Lekarz był zaskoczony a brunet zdezorientowany.
- Co?
- Proszę cię. Wyjdź na chwilę – szepnęła. Serce łomotało mu w żebrach co raz mocniej. Mówiła to z przerażeniem, a po jej polikach stoczyły się wielkie łzy. O co tu im wszystkim chodzi? Nie kryła swojego strachu. Nie kryła nic.
- Ale czemu?
- Bo to moja indywidualna sprawa – rzuciła cicho skubiąc skrawek kołdry nerwowo. Podniósł się powoli. Z nieukrywaną wdzięcznością śledziła go wzrokiem. Gdy zamknął drzwi spojrzała na lekarza.
- I co pan tam wyczytał?
                      Przypatrywał się podłodze w skupieniu. To co słyszał napawało go tylko przerażeniem. To nie mogło być prawdą. Zacisnął pięść. Tylko dlatego kazała mu wyjść? Aż nie mógł uwierzyć. Rozczarował się jej zachowaniem. Otworzył drzwi. Blondynka urwała i zaskoczona spojrzała na niego. Nie należał do osób smutnych. Raczej zły? Wściekły. Lekarz podniósł się. A Magda zrozumiała. Podsłuchiwał. Ponownie łzy napłynęły do jej oczu. Czeka ją najcięższa rozmowa w jej życiu.
- Dlaczego? - rzucił nie podchodząc do niej. Spojrzała na niego.
- Bo muzyka to druga rzecz, która jest dla ciebie najważniejsza. I nie potrafiłabym cie ściągnąć z koncertów
- Magda do jasnej cholery! Byłem i jestem w stanie zrobić dla ciebie absolutnie wszystko! A ty...
- Miała to być taka sama niespodzianka jak twój dom. Ale... - urwała – Z przyczyn naturalnych organizm nie utrzymał ciąży. Zabroniłam komukolwiek dzwonić do ciebie. Byłeś na drugim krańcu kontynentu – wyjaśniła ocierając łzy.
- Byłaś w ciąży! I myślałaś, że uda ci się to ukryć?!
- Tak. Bo żaden z lekarzy przy normalnej ciąży nie grzebie tak głęboko – szepnęła wpatrując się w kołdrę. Czuł się oszukany. Dlaczego ukryła coś tak ważnego? Był w stanie zjawić się jeszcze tego samego dnia w Polsce. Gdyby wiedział, że coś złego dzieje się blondynce. Pokręcił głową i wyszedł. Jak ma teraz tu się pojawiać? Ruszył do wyjścia ignorując wszystkich. Miał dosyć. Chciał zamknąć oczy i upewnić się, że to tylko sen. przed szpitalem natknął się na Marcina. Spojrzał na niego z wyrzutem i ruszył do auta. Nie miał ochoty odpowiadać na jakiekolwiek pytania. I rozmawiać z nim. A jeśli on też wiedział? 
                   Blondyn zerknął jak brunet odjeżdża. Co u licha? Pełen niepokoju ruszył do środka. Wszedł do sali i spojrzał na roztrzęsioną blondynkę.
- Mała – usiadł obok i bez słowa ją przytulił. Bał się pytać o najgorsze. Ale minął właśnie Sebastiana, który mordował wzrokiem. A teraz blondynka zanosi się szlochem.
- Wszystko wie – szepnęła. Marcin odgarnął kosmyki z jej twarzy.
- Wróci. I nie wolno ci się za mocno denerwować – szepnął – Daj mu chwilę na przemyślenie wszystkiego – dodał.
- Skąd wiesz?
- Pierwszy raz widziałem jak inny mężczyzna płakał – uśmiechnął się. To nie poprawiło jednak nastroju blondynce. Wręcz przeciwnie.
                          Wpatrywał się w jakiś punkt na niebie. Nie miał absolutnie pomysłu na to jak postąpić. Nikt nie zrozumie. Nikt nie wie co on czuje. I nikt nie powie mu jak ma postąpić. Dlaczego mu nie powiedziała? Dlaczego on nic nie zauważył? Dlaczego nie widział jak robiła się często nieobecna? Dlaczego nie widział, jak wiele razy wychodziła z łazienki z czerwonymi oczami? Bo miała jakąś wymówkę. A on głupi jej wierzył. Dlaczego? Bo ją, do jasnej cholery, kochał. Kocha! I nie wie co ma zrobić. Nie czuł odrazy. Tylko nieopisane rozczarowanie. Zawiodła go.
- I dalej zadręczasz się tym co działo by się gdyby? - usłyszał. Podniósł wzrok i spojrzał na jej ojca. Staruszek podupadł od ostatniego spotkania. Zrobił się jeszcze starszy.
- Nie. Szukam odpowiedzi na jedno pytanie. Dlaczego? - mruknął. Poczuł jak mężczyzna siada obok.
- Z miłości – oznajmił wpatrując się w kaczki, które leniwie toczyły się do tafli stawu.
- Miłości?
- Oczywiście. Bo Magda mimo wszystko myśli najpierw o innych, a później o sobie. I to sprawia, że często podejmuje głupie decyzje. Zupełnie jak jej mama. Już wiem po kim to odziedziczyła – szepnął. Brunet uśmiechnął się pod nosem. Oczywiście. Cała Magda. Ona potrafiła wisieć pół nocy na telefonie żeby wysłuchać. Potrafiła pół dzielnicy postawić na nogi, żeby znaleźć psa. Ona była w stanie stanąć na głowie. I to tak naprawdę tym go zauroczyła. Zwykłym byciem i spokojnym obserwowaniem otoczenia.
- Jak jej mama?
- Oczywiście. Popaprana kobieta ale pełna anielskiej miłości do wszystkich, którzy są dla niej ważni. Pełna skrajności. Ale kochana i odpowiedzialna. I nie zadręczaj się. Jeśli mówi, że da radę to da. Za kilka miesięcy będziesz na rękach nie nosił płyt a swoje dziecko – dodał – A ja wnuczkę – mruknął do siebie. Sebastian uśmiechnął się pod nosem. Wyprostował się.
- Skąd w panu tyle optymizmu? - był tym zaskoczony.
- To silna dziewczynka. Uparta. Zresztą pamiętaj. Smęceniem nie pomożesz. Potrzebuje silnego ramienia, które jej utrzyma. I zaraźliwego optymizmu, które pozwoli jej zapomnieć o tym co ją boli – szepnął klepiąc go po ramieniu.
- Wracaj do niej. Jesteś tam potrzebny bardziej – mruknął – I ucałuj ją ode mnie. Powiedz, że jestem i czekam – dodał wstając. Wcisnął na głowę słomkowy kapelusz i powoli ruszył w kierunku samochodów. Brunet przypatrywał mu się w skupieniu. Wszyscy w tym domu byli dziwni. Znali się od podszewki i porozumiewali podświadomie. Byli w stanie zrobić dla siebie wszystko. Podniósł się i wrócił. Spojrzał na nią. Wpatrywała się w okno oddychając za pomocą rurek. Pogorszyło się jej? Nie może go zostawić. Bo bez niej nic nie jest takie samo. Nic nie pozwoli mu zapomnieć o niej. Zniósł to nawet lepiej niż mogło się zdawać. Nie szalał z bólu. Bo miał być dla niej oparciem. Miał zaciskać palce na jej dłoni i ciągnąć za sobą. Przejdą przez to oboje. I będą niesamowicie, obrzydliwie szczęśliwi. Zasługują.
                      Wpadł podekscytowany do szpitala. Nie wiedział co ma zrobić. Wie, że możliwe jest zabranie jej do Katowic. Jeśli tylko się zgodzi. Jeśli tylko będzie chciała. Jest w stanie zapewnić jej tam właściwą opiekę. Bo lekarze będą w stanie nie zabić jej. Wszedł do sali i poczuł jak z jego twarzy odpływa krew. Jej łóżko było puste. Czuł rosnącą panikę. Czuł się zgubiony. Co tu się dzieje?
- Co się stało? - jak burza wpadł do gabinetu lekarza. Mężczyzna spojrzał na niego i westchnął cicho.
- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy – odparł a Sebastian poczuł jak osuwa mu się grunt spod nóg. 
-------------------------------------------
Aż mi sie przykro robi jak pomyślę...

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 51

                       Drogi do Koszalina nie pamiętał. Zresztą w głowie tłukło mu się tylko jedno zdanie. To co że zostawił wszystko, to co że wszyscy dzwonią. Musiał być przy niej. Zacisnął mocniej ręce na kierownicy. Co czuł? Sam nie wiedział. Bał się. Bo to, że umiera powodowało w nim nowe potoki łez. Przecież planowali wspólną przyszłość. Zbudował dla nich dom. Sam. Wie, że zabije go za to. Ale warto. Bo znalazł kogoś przy kim nie czuł się samotny. Nie popadał w rutynę. Zagryzł wnętrze polików czując jak ponownie w oczach zbierają mu się łzy. Bo to nie tak... Życie jest nie fair.
                        Spojrzeli na niego gdy wpadł do szpitala i rozmawiał z lekarzem. Blondynka szła w zaparte. Pokręcił głową czując jak jej upór i jemu się udziela. Ale wie, że musi zareagować. Podniósł wzrok i spojrzał na nich. Nie wyglądali na ucieszonych z jego obecności. O co chodzi? Nie wnikał na razie. Skupił się bardziej na tym co mówił mu lekarz. A raczej jakie zadawał mu ciosy. Bo to co słyszał nie napawało go optymizmem.
- Ale są jakieś szanse?
- Oczywiście, jeśli uda się pacjentkę przekonać – wyjaśnił lekarz przyglądając mu się z zaciekawieniem. Sebastian westchnął czując palące poczucie niemocy. Bo jak przekonać ma ją, do zrobienia czegoś czego w życiu by jej nie pozwolił? Bo pragnął tego z całego serca.
- A jeśli nie?
- To już nie wiem. Podajemy jej leki i staramy się odciążyć jak najbardziej organizm, ale wie pan... - urwał widząc jak Sebastian podchodzi do drzwi. Wziął głęboki wdech i nacisnął klamkę. Poczuł się jakby szedł na stracenie. Bo zostaje mu tylko przekonać ją. Wszedł do środka. Spojrzał na nią i coś go ścisnęło w środku. Słysząc kroki uniosła powieki i zerknęła na Sebastiana. Od razu w jej oczach zaszkliły się łzy. Ona również była przerażona. Zamknął cicho drzwi.
                                       Łukasz spojrzał na rodziców karcąco. Gdy tylko zamknęły się drzwi za Sebastianem ruszyli w kierunku jej sali.
- O co ci chodzi?
- O to co wy wyprawiacie. Zamiast dać im chwilę spokoju chcecie go przegonić. Bo co?
- Bo zobacz do czego to doprowadziło – jego mama ściągnęła brwi. - Zamiast od razu go przegonić, to kazałeś nam dać spokój jej
- Bo wie co robi, jest dorosła i co najważniejsze szczęśliwa – wycedził.
- Łukasz, do jasnej cholery! Jest w ciąży a dziecko ją zabija. A czemu? Bo mają ostry konflikt serologiczny! - rzuciła ze złością kobieta przyciągając tym samym spojrzenie kilku osób. Łukasz zgromił ją wzrokiem.
- Zdarza się. Bierz pod uwagę, że zdarza się – odparł – I nie pozwolę wam tam wejść – dodał zatrzymując się przed drzwiami. Rodzice spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Mówił to z takim uporem, że dali spokój. Przerażało ich przecież to, że Magda znika z ich życia. Przywiązali się do niej i to oni w końcu otoczyli ją jakąś opieką. I martwili się o nią cały czas, traktowali jak córkę. A teraz ich rodzony syn stawia się i nie pozwala im ochronić jej ponownie.
                                   Spojrzał na nią z niepokojem. Była uparta i za nic nie chciała się zgodzić. A on nie miał już powoli żadnych argumentów.
- Kochanie, ale przecież... - zamilkł czując jak zaciska palce na jego dłoni.
- Dam radę, nie potrafię. To jest... - zagryzła wargę – Łatwo ci jest o tym mówić? Albo prosić mnie? Przecież to człowiek, dziecko – zerknęła. Zamilkł. Wyciągnęła najcięższy argument. Oczywiście, że od zawsze marzył o pełnej rodzinie. Ale nie może przejść obojętnie jeśli to miałoby zabić najważniejszą kobietę jego życia.
- Nie, ale coś za coś. Jeśli to cie zabije? - czuł ogromną niemoc. Spojrzała na niego łapiąc głębokie oddechy. Widać, że mówiła z trudem. Nie kryła się z bólem. Była tutaj sama i nie ukrywała tego co się z nią działo.
- Dam sobie radę – szepnęła. Pokręcił głową. Nie mógł tego zrozumieć. Nie pojmował tego co mówiła. Nie chciał nawet rozumieć tego co mówiła. Podpisywała na siebie wyrok, skazywała się na śmierć. A on nie potrafił jej od tego odciągnąć. Wiedział, że była uparta. Ukazywało się to w każdym jej kroku. Wiedziała czego chcę i wiedziała, że to osiągnie. Nie poddawała się. Tak jak zawsze.
- Magda ja nie chcę cie stracić – odparł – Jesteś pierwszą kobietą od wielu, wielu lat dla której jestem w stanie zmienić wszystko. Dla ciebie będę w stanie nawet iść po gwiazdkę z nieba. A wiesz dlaczego? Bo kocham cie, i to nie mówię z czystego stwierdzenia bo tak trzeba. Po prostu nie spodziewałem się, że pod okryciem ironii i złośliwości kryje się ktoś kto oczaruje człowieka zwykłym byciem, sposobem mówienia. Potrzebuje z tobą rozmawiać bo wiem, że ty jako jedyna mnie tak naprawdę rozumiesz – oznajmił a w jej oczach ponownie zaszkliły się łzy. Patrzył na nią z niepokojem.
- Sebastian – jęknęła płaczliwie – Ale zrozum. Ja nie cierpię, nie cierpiałam dzieci ale gdy. Nie będę potrafiła wstać rano i nie myśleć o nim lub niej. Bo do jasnej cholery moi rodzice mogli postąpić identycznie ze mną – rzuciła tracąc nad sobą kontrolę. Przypatrywał jej się w skupieniu czując jak i jemu do oczu cisną się łzy. Bo powiedziała coś co i on czuł. Zamknął oczy chowając twarz w dłoniach. Wziął głęboki wdech. Nie potrafił.
                                        Wojtek cisnął telefon na kanapę. Od dnia gdy Sebastian wyleciał z wytwórni nie dawał znaku życia. A on się po prostu martwił. Kamila uniosła brew spod koca.
- I co?
- Nic – warknął zrezygnowany przecierając twarz palcami – Bo on to jak jakiś nienormalny się zachowywał – dodał z troską. Nie ukrywał, że martwił się o niego. Sebastian był nieokrzesany. A zwłaszcza jeśli chodziło o Magdę. Nie zachowywał się racjonalnie. Nie był tym samym Sebastianem do którego się przyzwyczaił.
- A może lepiej zadzwonić do Magdy?
- Próbowałem – szepnął z niepokojem – Ale ona telefon ma wyłączony – oznajmił cicho. Poczuł jak dziewczyna przytula się do niego. Złapał jej dłonie.
- Nic im nie jest – szepnęła wtulając się w niego. Zamknął oczy. Chciał w to wierzyć. Chciał wierzyć w to, że Magda jednak nie zrobiła nic głupiego.
                               Cmoknął jej czoło. Potrzebowała jego obecności. Jakoś przełknął myśl, że podjęła decyzję. A on postanowił ją wspierać. Cokolwiek się nie stanie on będzie obok. Bo żaden argument do niej nie dociera. Zresztą ma własne argumenty. Złapała jego dłonie.
- A jak w wytwórni? - zerknęła na niego. Westchnął. Jak ma się uśmiechać?
- Bardzo dobrze – westchnął. Złapała jego rękę. Przypatrywał się jej w skupieniu. Schudła. I jej skóra straciła blask. I w ogóle zrobiła się taka jeszcze bardziej krucha. Bał się, że może coś się jej stać.
                                        Uniósł powieki zaspany słysząc dźwięk swojego telefonu. Ocknął się nagle przypominając sobie ostatnie, diabelnie długie dwa dni. Magda! Usiadł i złapał za komórkę. Zagryzł nerwowo wargę.
- No wreszcie – słysząc ulgę w głosie swojej mamy poczuł się ponownie zagubiony. Zacisnął zęby.
- Sebuś co się stało? Wojtek powiedział, że wyleciałeś jak oparzony ze studia, krzycząc że jedziesz do Magdy. Co się dzieje? - kobieta również zasępiła się. Zaintrygowana zachowaniem swojego syna nie mogła spać. Martwiła się również o Magdę. Dziewczyna miała na jej syna ogromny wpływ, chociaż nie była zaborcza. I życzyła im jak najlepiej.
- Magda... - zadrżało w niej serce słysząc szloch bruneta.
- Sebuś... Czy ona?
-Nie, nie. Wróciła ze Szwecji – uspokoił się trochę – Jest w ciąży. Ale... - zapowietrzył się kolejny raz tłumiąc szloch. Kobieta poczuła niesamowity przypływ euforii. Zostanie wreszcie babcią?! Czekała na to z utęsknieniem. A teraz...
- Ale... To ją zabija – oznajmił cicho. Kobieta powoli usiadła na kanapie. Zakryła usta dłonią.
- Co?
- Konflikt serologiczny w jednej z ostrzejszych form. Może nie dożyć końca – szepnął czując jak drży jego głos. Czuł się bezsilny. Bo wczoraj podjęła decyzję a on nie potrafił jej się postawić. Bo co ma jej obiecać?! Jak ma teraz patrzeć na nią. Nawet nie myślał o tym żeby wrócić do Mikołowa. A zabranie jej do Katowic może ją zabić. Nikt nie jest cudotwórcą. I musi w Szczecinie spędzić całe siedem miesięcy. Cały czas będąc pod opieką lekarzy. A on będzie z nią. Bo wie, że musi wierzyć do samego końca. Wierzyć za nią i za siebie. Wiara przecież czyni cuda.
--------------------------------
Tadam! A tego nikt sie nie spodziewał!Dwa rozdziały i zamykam najważniejsze i najdłuższe moje opowiadanie  

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 50

                        Wpatrywała się w śpiące miasto. Czuła się bardziej rozdarta niż w dniu gdy postanowiła powiedzieć mu co czuje. Bo z jednej strony od zawsze chciała spełniać swoje marzenia. A z drugiej nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że miałaby go na rok opuścić. Ten staż był jej marzeniem od rozpoczęcia studiów. Rok w Szwecji, która ją fascynowała, był tym co chciała zrobić. A później pojawił się Sebastian. I to nie odeszło w bok, raczej w zapomnienie. Arkusz zgłoszeniowy spisany na szybko, na kolanie nie przykuł jej uwagi. Takie rzeczy, wbrew pozorom, robiła spontanicznie. Westchnęła cicho otulając się kocem. Dwanaście miesięcy ma spędzić z dala od niego. I to w ciągłości. Nie wiedziała czego chce. Nie wiedziała co ma zrobić. Pięćdziesiąt dwa tygodnie z dala od Polski. Na pewno przez ten cały okres spędzili bez siebie więcej niż ten czas. Trzysta sześćdziesiąt dni bez niego nie było czymś fascynującym. Wiedziała na co się pisze, wchodząc w ten związek. Ale nie żałowała absolutnie żadnego dnia spędzonego z nim. Oparła głowę na rękach.
                               Wpatrywał się w sufit. Nie spał, nie mógł. To co przeczytał i co widział w jej oczach nie napawało go optymizmem. Bo to w końcu dwanaście miesięcy. Z dala od niej. Nie spodziewał się, że to ona nagle powie, że wyjeżdża. I to nie na stałe. Ale na pięćdziesiąt dwa tygodnie. I to ten czas sprawia, że on panikuje. Bo teraz czeka na niego jeszcze powrót do Mikołowa. A przecież razem z nią miał przestąpić próg ich domu. To z nią miał zacząć tam nowy rozdział swojego życia. Ma to odwiesić na rok? Niemożliwy ból ścisnął jego serce. On wyjeżdżał. Wiedział o tym, i wiele razy powtarzał jej, że nie musi czekać. A ona? Kazała mu się zamknąć i jechać. Bo wiedziała, że muzyka jest jego pasją. Nakrył twarz, dłońmi. A teraz, ten egoistyczny dupek siedzący w nim, każe jej zabronić. Każe mu powiedzieć jej, że nie może wyjechać. Ból promieniujący z serca rozchodził się na całe ciało. Zamknął oczy. Pamięta doskonale ich pierwsze spotkanie. Skąd mógł wiedzieć, że niska, chuda blondynka wywoła swoim wpisem ogromną burzę. Czuł się upokorzony. Pamięta ich przypadkowe spotkanie. Pamięta doskonale każdą chwilę spędzoną z nią. Jak na nowo poznawał miasto, ludzi i życie. Bo Magda mimo swojego opanowania, była, na przekór, nieprzewidywalna. Miała w sobie wiele samozaparcia. Małymi kroczkami spełniała swoje plany. I wiedział, że ten staż również był planem, celem, marzeniem. Wiele razy powtarzała, że ten skandynawski kraj swoiście ją fascynuje. Czego on się tak naprawdę bał?
                                    Wpatrywała się w miasto z perspektywy Katedry. Nie zmrużyła oka nocą. Nie mogła... To co czuła było jednym, czego chciała – drugim, a Sebastian – trzecim. Problem, bo jak inaczej to nazwać? W ciągu jednego kwadransa jej sielanka została przerwana. Nie krzyczał, nie wpadł w wściekłość. Po prostu wstał i gdy nie odpowiedziała, na proste pytanie wyszedł. Zadał proste pytanie a ona nie potrafiła udzielić mu wyczerpującej odpowiedzi. Bo z jednej strony naprawdę chciała wyjechać. Ale z drugiej, ta bezgraniczna miłość, którą go darzyła nie pozwalała jej zrobić to o czym marzyła. Nie był to zwykły związek. Walczyła o to jak lwica. Od początku. Najpierw wypierała się tego uczucia, które rozgorzało w jej sercu. A przecież Sebastian jest od niej o ponad dekadę starszy. Potem musiała przedstawić go ciotce. A wiedziała, że jej ukochani opiekunowie na pewno przetrzepali całą jego przeszłość. Nie mogła zrobić nic. Uczucie które wiązało jej się z nim było bezkresne. Uwielbiała w nim absolutnie wszystko. Uwielbiała w nim jego napady złości, jego szeroki uśmiech, jego zaciąganie gwarą. I to jak wiele godzin spędzili na rozmowach, debatach. Bo podbił jej sercem zwykłym byciem. Westchnęła ciężko przypatrując się miastu. Kochała Poznań zupełnie tak samo jak Bałtyk. Wychowała się przecież nad morzem.
                                   Wszedł do kuchni, ale po Magdzie nie było najmniejszego śladu. Zasępił się. Przecież miał powiedzieć jej. Chciał ją wsadzić w ten przeklęty autobus i wysłać do Szwecji. Przecież ufał jej bezgranicznie. I wiedział, że wróci. Zatrzymał wzrok na oknie czekając aż czajnik wyłączy się. Powinien sprawiać, że jest szczęśliwa. Wiedział w co pakuje się, wiążąc się z Magdą. Dziewczyna była o ponad dziesięć lat od niego młodsza. Z początku było to brzemię, teraz już nie widział tej różnicy. Bo ona była wyrozumiała, spokojna, opanowana i uwielbiał z nią rozmawiać. Blondynka posiadała szeroki wachlarz zainteresowań. Wielogodzinne debaty nie zmieniły się, gdy zaczął formalnie nazywać ją swoją ukochaną. Bo ta formalność nie zmieniła w ich życiu wiele. Nadal byli dla siebie przyjaciółmi. I co najważniejsze to Magda nauczyła go ponownie kochać. Od czasów Bereniki żadna kobieta nie paliła w nim takiego ognia. Nie wiedział co ma zrobić. Nie wiedział nic. Czuł się zagubiony jak małe dziecko. Ta wiadomość o jej wyjeździe podziałała jak kubeł zimnej wody. Bo jak to ona może wyjechać? Zalał kubek z kawą wrzątkiem. Otoczył go zapach szczęśliwego poranka. Jakże to dziwne, że są piosenki, dania i zapachy kojarzące się z czymś. Tylko z czymś.
                                 Wpatrywała się w miasto czując jak autobus tłucze się po dziurach i korkach. Wiedziała co mu powie, wiedziała co zrobi. Nie wyjedzie. Nie mogła zostawić go. Pogrzebie żywcem jedno ze swoich marzeń. A nawet nie wiedziała czy warto. Bo to, że kochała go bezgranicznie nie zmieniało faktu, że nie siedziała w jego głowie. Nie wiedziała ile prawdy jest w słowie kocham. Nie wiedziała ile uczucia jest w tym małym pierścionku, który nosiła na palcu. Prezent. Właśnie, nie pojechali w ogóle do jej wujostwa. A mieli to zrobić. Może powinna z nim o tym porozmawiać?
                                      Wychodził z mieszkania gdy stanął twarzą w twarz z blondynką. Poderwał się i napotkał spojrzenie jej karmelowych oczu. Ogromny kamień ulgi spadł z jego serca. Bo była cała. Chciał coś powiedzieć, gdy zakneblowała go pocałunkiem. Mruknął wplatając intuicyjnie palce w jej włosy. Zacisnęła palce na jego koszulce nakazując mu by zawrócił. Zamknęła drzwi czując jak jego dłonie niecierpliwie wdzierają się pod jej koszulkę. Zamruczała. Wsunęła palce w jego włosy.
                                 Zamknęła oczy czując jak całuje jej kark. Było jej bardzo ciężko. Bo to co teraz powie zabije jedno z jej marzeń. A ona poczuje się źle. Odwróciła się do niego. Spojrzał na nią.
- Nie jadę nigdzie – szepnęła. Zaskoczony spojrzał na nią. Co ona powiedziała? Że nie chce? Egoista zaklaskał w ręce a on poczuł się źle. Bo to przez niego postanowiła zostać w Polsce. Wiedział doskonale jak bardzo zależało jej na tym.
- Co?
- No nie jadę. Nie potrafię wyobrazić sobie tego czasu bez...
- Jedź – wpadł w jej słowo. Scentrowała wzrok na jego twarzy.
- Co?
- Zrozumiałem, że ten wyjazd to jedno z twoich marzeń. A nie jestem tu żeby cie ograniczać. Musisz tam pojechać. Inaczej ja nie będę szczęśliwy. Tak jak ty – oznajmił. Magda spojrzała na niego zaskoczona. Pozwala? Popiera? Widziała w jego oczach ból. Widziała w nim te wahanie, które i ona miała. Cmoknął jej czoło.
- Kocham cie i wiem, że wrócisz. To tylko rok. Przecież ja wyjeżdżam też i na pewno ten czas spędzony na koncertach to więcej niż dwanaście miesięcy – mruknął obejmując ją ciasno. Wtuliła się w niego.
- Ale nie ciągle – mruknęła
- Wiem. Ale czasami musi tak być – spojrzał w jej oczy – I jak wrócisz to będę czekać. Cierpliwie – cmoknął jej usta. Mówiąc to coś ścisnęło jego wnętrzności. Decyzja została podjęta. Magda wyjeżdża. Na roczny staż. Miał ochotę płakać. Bo po co on teraz zaczął budować ten pieprzony dom?!
                               Zacisnęła zęby czując jak autokar rusza. Nie odwracała się. Nie miała ochoty. Bo zatrzyma autokar i wysiądzie. Nie potrafiła się postawić. Bo egoistka siedząca w jego wnętrzu siedziała cieszyła się. Ale jej serce pękało. Bo rok to bardzo dużo. Kochała i kochać będzie więc nie mogła się bać, że coś się stanie po drodze.
                               Dwa miesiące później

Blondynka usiadła czując jak zbiera jej się na wymioty. Nie wiedziała co się z nią działo. Z początku wmawiała sobie zmianę klimatu i zmianę diety. Ale nie trwało to dłużej niż dwa tygodnie. Minęły kolejne trzy a jej się nie poprawiało. Poczuła jak uderza w nią fala gorąca.
- Magda myślę, że powinnaś pojechać do szpitala – opiekun stażu w Szwecji nachylił się nad nią. Podniosła wzrok czując jak zaczyna brakować jej oddechu. Westchnęła.
- Już – mruknęła podnosząc się. Mężczyzna złapał ją za rękę i objął w ostatniej chwili gdy traciła świadomość.
                                            Przypatrywał się mailowi i coś go ścisnęło w środku. Co tydzień pisał jej co słychać a ona zdawała mu szczegółową relację ze Szwecji. Uśmiechnął się. Jeszcze trochę czasu i wróci do niego. Nie było mu tak źle, gdy myślał już o jej powrocie. Ściągnął brwi słysząc dzwonek komórki. Na wyświetlaczu pojawił się numer Łukasza. Zaciekawiony podniósł telefon i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Co jest?
- Musisz przyjechać do nas. Magda wróciła ze Szwecji – na te słowa zerwał się zaskoczony.
- Jak to wróciła? - poderwał się.
- Przywieźli ją stamtąd – oznajmił czując jak wszystko w nim dygocze z nerwów. Zerknął na rodziców, którzy nie mogli otrząsnąć się.
- Ale co się stało? - pisnął Salbert z przerażeniem.
- Jest w ciąży – oznajmił a brunet opadł na krzesło. Chwilę później do pokoju wpadł Wojtek i spojrzał na brata, który najzwyczajniej w świecie płakał. Zaskoczony zatrzymał się w drzwiach. Brunet rozkleił się jak małe dziecko. Ale co się stało?
- Sebastian? - rzucił z niepokojem.
- Jadę do Magdy – zerwał się z miejsca. Zostawił osłupiałego Wojtka, wytwórnie i wszystko inne. Musiał znaleźć się teraz u niej, przy niej.
---------------------------------
Wiecie, co? Aż mi sie tak źle robi. Bo jest co raz bliżej końca...
Końcówka troche sie zmieniła, trochę bez sensu

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 49

                          Weszła do mieszkania i poczuła jak obrywa stopą w jeden z kartonów. Zaklęła siarczyście czując rosnący ból. A sama go tam rano postawiła. Skrzywiła się. Od kilku dni Sebastiana pochłonęły ciągłe wyjazdy do Mikołowa. Bagatela dzisiaj miał wrócić po dwu tygodniach. Nie chciał jej zabrać ze sobą. A ona? Dostawała szału bez niego. Mimo tych kilku lat, które spędziła obok niego nadal nie mogła przywyknąć do tego, że nie zawsze spędzą weekend razem. Przeszła do pokoju i stanęła jak wryta. Brunet leżał na kanapie i spał. Jak to już wrócił? Zerknęła na swój zegarek. Nie zasiedziała się przy książkach. Praca licencjacka jest gotowa. W przyszłym tygodniu ma obronę. A potem? Postanowiła, że wróci z brunetem do Mikołowa. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, że będzie z nim gdzieś indziej. Podeszła do fotela i złapała za koc. Okryła nim bruneta i skierowała swoje kroki do pokoju. Zaskoczył ją to fakt. Ale widać było, że zmęczenie wzięło górę. Wykąpie się i zacznie robić coś na obiad.
                                     Uniósł zaspany powieki i zerknął na blondynkę. Wchodziła do kuchni. Zaspany przetarł twarz. Nie wiedział w którym momencie zasnął. Przeciągnął się czując jak strzelają mu wszystkie kości. Miał po nią pojechać. A tu poległ. Usiadł na kanapie i przeczesał włosy palcami.
- O! - była szczerze zaskoczona – Nie śpisz już? - weszła do pokoju. Uśmiechnął się szeroko na jej widok.
- Chyba na razie mi starczy – mruknął wstając. Poczuł jak oplata jego szyję rękoma. Poczuł się niesamowicie szczęśliwy gdy była obok. I nie wyobrażał sobie tego, że może jej zabraknąć. Dlatego tak bardzo nie mógł się doczekać, aż wrócą do domu.
- Tęskniłam – szepnęła. Cmoknął jej polik
- Ja też, ale póki co to ja będę w domu – rzucił. Spojrzała na niego z uśmiechem. Odsunął się od niej i skierował swoje kroki do pokoju. Rzucił hasło o prysznicu. Blondynka odwróciła się na pięcie i zniknęła w kuchni. Miała ochotę dzisiaj zostać tylko z nim. Ale Kamila wspominała jej coś, że wieczorem mają się u nich pojawić. Więc nie będzie dane jej nadrobić ostatnich dni. Otworzyła lodówkę i zerknęła na zawartość. Zaniedbała zakupy. Pisnęła czując jak nagle odrywa się od podłogi. Parsknęła śmiechem. Brunet przewiesił ją przez ramię i ruszył w kierunku pokoju. Runęła na łóżko i poczuła jak całuje ją. Mruknęła z zadowoleniem. Zacisnęła palce na jego karku. Dłonią drażnił jej udo.
- Stęskniłem się za tobą – odparł patrząc na nią. Jedyna kobieta dla której w stanie jest zrobić absolutnie wszystko. Wpił się w jej usta. Zamruczała cicho uwalniając się z koszulki. Absolutny świr.
                                       Siedzieli na podłodze opierając się o kanapę. Butelka wina stała obok niego. Brunet odgarnął z jej twarzy włosy.
- A tobie jak będzie z tym, że będziesz miała dalej do morza? - uniósł brew. Uśmiechnęła się.
- Co rok będę cie maltretować, żeby na urlop wylądować gdzieś przy Bałtyku – odparła. Parsknął śmiechem.
- Maltretować? - zdziwił się. Pokiwała głową.
- A jak – odparła – A powiesz mi po co ty tam tak długo siedziałeś? - oparła głowę na ręce. Spojrzał na nią odstawiając kieliszek na podłogę. Pokręcił głową.
- Niespodzianka – szepnął. Wygięła usta w podkówkę. Zaśmiał się cicho widząc jej zawiedzioną minę. Cmoknął jej czoło.
- Kochanie są rzeczy, których jeszcze ci nie powiem – dodał. Wywróciła oczami.
- To nie fair – odparła. Zaśmiał się.
- Mów lepiej jak idzie ci nad pracą – szybko zmienił temat. Nie potrafiłby ją zbywać co raz dłużej. A miała to być niespodzianka. I prędzej czy później to wygadałby się. A nie chciał, żeby póki co nie wiedziała. Nic nie było gotowe.
- Już gotowa. Zostało tylko oprawić i... Boże za tydzień mam obronę – poderwała się jak oparzona. Roześmiał się w głos i spojrzał na nią.
- Kochanie to za tydzień – oznajmił. Spojrzała na niego zezując. Roześmiał się.
- Siedem dni – szepnęła. Objął ją w pasie. Wierzył, że uda jej się to zdać bez niczego.
- I to wystarczy... Spokojnie. Wierze w ciebie – oznajmił. Wtuliła się w niego.
- Dziękuję – mruknęła. Oparł podbródek na czubku jej głowy. Muskał ostrożnie jej kark.
                                  W weekend blondynka wyczekiwała na Łukasza. Brunet wysiadł z pociągu i od razu dostrzegł ją. Wyróżniała się karnacją. Chorobliwie blada blondynka na jego widok uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć – szepnął przytulając ją. Miał przyjechać na kilka dni. Ostatecznie zostanie na dwa dni i rusza dalej. Ma jakąś pracę we Wrocławiu.
- Miło cie widzieć – odparła. Ruszyli w kierunku samochodu. Magda przestała bać się, jeździć po Poznaniu. Sebastian stracił wiele nerwów, by ją nauczyć tu poruszać się po mieście. Najpierw jeździli tylko po nocy, później już uczyła się w dzień. Obecnie samochodem poruszała się bez najmniejszych problemów.
- No, no... - Łukasz wsiadł do samochodu. Uniosła brew.
- Wreszcie jeździsz po mieście i nie muszę się katować z tobą w tramwajach – odparł. Parsknęła śmiechem wyjeżdżając spod dworca.
- Ten uparciuch wreszcie mnie nauczył – mruknęła. Roześmiał się w głos.
- Ale naprawdę wynosisz się na Śląsk? - spojrzał na nią. Pokiwała głową. Ciotka z wujem przyjęli to z lekkim bólem. Rozumiała ich. Ciągle powtarzała, że wróci do domu po studiach, a teraz? Pojawił się Sebastian i wszystko się zmieniło. Na pewno i jej będzie się przestawić. Ale da radę. Ma najwspanialszego mężczyznę na ziemi obok siebie. Kogoś kto dla niej jest ważna.
-A co?
- Nic, przynajmniej będę miał gdzie na urlop jeździć – wyszczerzył się do niej. Parsknęła śmiechem.
- Jesteś okropny – oznajmiła. Parsknął śmiechem. Podjechali pod blok. Łukasz wysiadł powoli. Zerknął na kamienicę. Pierwszy raz był u niej. I tu ostatni. Później będzie swoją siostrę odwiedzał w Mikołowie. I był szczęśliwy. Bo widział jak Sebastian ją traktuje. Kilka lat temu był dla niego Rahimem, teraz był jego szwagrem. Co miała w sobie, że przyciągnęła go. Ruszyli do mieszkania. Blondynka podeszła do drzwi. Przekręciła klucz w drzwiach.
                                    Sebastian zaskoczony spojrzał na Łukasza. Brunet odsunął wzrok od laptopa. Magdy jednak nie było obok. Brunet zerknął na Salberta.
- Cześć – podniósł się. Przywitali się.
- A Magda gdzie?
- Poszła spać. Znaczy oznajmiła, że idzie się położyć ale już chrapie – odparł Łukasz przypatrując się Sebastianowi. Salbert uśmiechnął się szeroko.
                                       Blondynka weszła do pokoju i zerknęła na sodomę i gomorę, która się tam działa. Chłopacy odwrócili wzrok. Uniosła brew.
- Widzę, że wam wesoło – mruknęła. Brunet podniósł się powoli. Oparł się o stolik czując jak się chwieje.
- Absolutnie – szepnął. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Spojrzała na niego z zaciekawieniem i lekkim rozbawieniem.
- To sobie nie przeszkadzajcie. Ja wracam do książek – wyjaśniła.
                                        Brunet wszedł do mieszkania. Blondynka podniosła wzrok od listu, który trzymała w ręce. Uśmiechnął się do niej. Od kilku dni miała tytuł inżyniera. I teraz szykowali się do powrotu do Mikołowa. Większość rzeczy już tam pojechała. Oni mieli dołączyć w przyszły poniedziałek. Sebastiana załatwiał ostatnie sprawy związane z dzierżawą budynku, w którym mieściło się MaxFloRec. Nachylił się nad nią całując ją czule.
- Jak tam? - skierował swoje kroki do pokoju.
- Sebastian... - zerknęła na drzwi. Brunet przebrał się i wrócił do niej. Wpatrywała się w okno. Słysząc kroki odwróciła wzrok. Zwątpił widząc jej minę. Wyglądała na zagubioną. Zwątpiła? Nie chce wracać? Pokręcił głową.
- Co jest? - zajął miejsce obok niej. Blondynka podniosła wzrok i spojrzała na niego. Po chwili podała mu kartkę. Zaskoczony zerknął na nią. Wziął od niej arkusz. Zerknął na treść. Ściągnął brwi. Dzięki niej podszkolił język angielski. I nie miał problemów ze zrozumieniem treści. Ściągnął brwi czując jak z jego twarzy odpływa krew. Przypatrywała się mu w skupieniu. Bała się jego reakcji. Podniósł się. Zaczęła się co raz bardziej obawiać. On nie mógł zrozumieć tego. Czyli co?! Jak to... Podszedł do okna. Czuł na sobie jej wyczekujący wzrok. Ponownie zerknął na list. Czuł jak drżą mu dłonie. Bo to oznacza... Wziął głęboki wdech. Miała szansę wyjechać na roczny staż w Szwecji. Odwrócił się w jej kierunku. Czuł jak zaschło mu w gardle. Jak to rok?! Dwanaście miesięcy bez niej?!
- Chcesz jechać? - to zdanie wyszło z jego gardła z wielkim trudem. Jej kawowe oczy zdradzały już odpowiedź. 
--------------------------------------
Ostatnie pięć Kochani...
Dziwnie mi z tym

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 48

 Zaskoczona uniosła wzrok na malującą się w nocy kamienicę. Brunet uśmiechnął się do niej szeroko. Westchnęła. Nie było już odwrotu. I wiedziała, że teraz musi stanąć naprzeciw jego rodziców. Bała się jak jasna cholera. Wysiadła powoli i wciągnęła powietrze w płuca. Rozejrzała się z zaciekawieniem. Po raz pierwszy była na Śląsku. I czuła się tu dosyć dziwnie.
- Gotowa?- odwróciła się i spojrzała na Sebastian. Zaskoczona zdała sobie sprawę, że tu uśmiechał się i mówił zupełnie inaczej niż w Poznaniu. Tęsknił. To było normalne. Miała tak samo. Tęskniła za swoim morzem.
- Nie – pokręciła głową z dziecięcym uporem. Uśmiechnął się szeroko całując ją. Chciał przywieźć ją tu szybciej. Bo chciał tu wrócić. I chciał zabrać ją ze sobą. Chciał pokazać jej Śląsk, takim jakim go pokochał. Podszedł do bagażnika i wyciągnął jedną, mniejszą torbę. Śledziła go wzrokiem czując rosnący niepokój. Nie chciała tu być. Zawartość żołądka wywróciła się jej na drugą stronę. Spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Kochanie, absolutnie nic złego ci się tu nie stanie. I nawet nie wiesz...
- Wiem, jest to dla ciebie ważne – wskoczyła mu w słowo. Cmoknął jej czoło. Czuła się strasznie. Weszli do środka. Poczuł zapach kojarzący mu się z domem. Zapach starych kamienic. Poczuł jak mocniej ściska jego dłoń. Uśmiechnął się szeroko. Nie powinna się niczego obawiać. Nie powinna absolutnie nic robić. Tylko być obok. Wiązał z nią jakąś przyszłość. Była pierwszą kobietą od kilku lat, którą chciał się opiekować. Której chciał zapewnić bezpieczeństwo. Blondynka powoli kroczyła za nim. Wpatrywała się w czubki swoich butów. Zżerał ją strach. Przecież jego mama ją zamorduje. Zamęczy. Jeśli tak naprawdę wyglądają stosunki matki z synem. Zatrzymała się zaskoczona czując jak wkleja się w Sebastiana. Objął ją ramieniem. Teraz zdała sobie sprawę, że są na miejscu. Stał w drzwiach z szerokim uśmiechem. Kobieta przypatrywała jej się w skupieniu z ciepłym uśmiechem. Już wiedziała skąd on dopadł ten niewinny uśmiech.
- Wreszcie jesteście – oznajmiła. Brunet zatonął nagle w jej delikatnym uścisku. Poczuła się lekko niezręcznie.
- Wybacz, ale droga była absolutnie długa – mruknął – Miło cie widzieć – dodał. Uśmiechał się tu zupełnie inaczej.
- Również kochanie – oznajmiła i po chwili zerknęła na blondynkę, która przypatrywała się tandetnej ozdobie na ścianie.
- Ty pewnie jesteś Magda. Sebuś wiele o tobie mówił – jego mama podeszła do niej.
-Nie wiesz nawet jak mi miło cie poznać, zobaczyć – dodała przytulając ją również. Magda zaskoczona odwzajemniła uśmiech.
- Mnie również
- Pewnie zmarzliście. Sebastian przyniesie bagaże a ja zapraszam cie na herbatę – oznajmiła kobieta, ciągnąc przerażoną Magdę w kierunku kuchni. Sebastian spojrzał na nią z uśmiechem i uniósł dwa kciuki do góry.
                                      Otworzyła oczy i zdała sobie sprawę, że leży w łóżku. Sebastian znajdował się obok. Gdy poruszyła się otworzył oczy. Uśmiechnął się do niej. Niedawno położył się.
- Obudziłem cie? - szepnął. Przetarła twarz i pokręciła głową.
- Nie – mruknęła zaskoczona czując jak ją całuje.
- Dziękuję, że nie uciekłaś. Że jesteś tu ze mną – mruknął. Uśmiechnęła się szeroko muskając jego polik.
- Obiecałam ci – szepnęła. Przytulił ją.
- I dziękuję – mruknął – Ale porozmawiamy o tym jutro – dodał – Zabieram cie na cały dzień na miasto – na te słowa zaśmiała się. Wie doskonale, że to tylko plany. Sebastian jutro cały dzień spędzi w domu. Wiedziała.
Ocknął się nagle słysząc gdzieś w tle przejeżdżający samochód. Magdy obok już nie było. Dostrzegł tylko jej piżamę na krześle. Westchnął przewracając się na plecy. Jeden rok, tyle wystarczyło żeby zmieniło się jego życie. Tak tęskni za tym miastem. Ale teraz wie, że musi poczekać. Jeszcze kilka miesięcy i wróci tu. Z najcudowniejszą istotą pod słońcem. Wczorajsza rozmowa z mamą wiele mu uświadomiła. Albo Magda, albo nikt inny. Bo dla niej stara się być najważniejszy. Wie, że tak jest. Ale wewnętrzna potrzeba bycia ważnym wygrywa. I to sprawia, że nie ma jej dosyć. Przetarł twarz. Zerknął na regał z książkami. Dalej w tej samej kolejności. Dalej te same tytuły. Nic się tu nie zmieniło.
                                                     Echo odbiło się od starych hałd. Magda parsknęła śmiechem patrząc na bruneta. Ten szeroko uśmiechnął się do niej obejmując ją w pasie. Cmoknęła jego polik. Jego mama była zabójczą kobietą jaką udało jej się poznać. Pełna wiary w obu synów, którym życzyła jak najlepiej.
- Jesteś niesamowity – oznajmiła a on uśmiechnął się do niej. Stali na hałdach oddzielających Katowice od Mikołowa. Dookoła nich tylko stare maszyny i góry piachu.
- Szczery. Chcę tu wrócić i to od razu jak tylko skończysz studia – oznajmił i wyciągnął rękę w przód
- A tam będziemy mieszkać – dodał. Wspięła się na palcach i zerknęła w tym kierunku. Roześmiała się w głos.
- Gdzie?
- No tam. Będzie mały domek, ogródek i cisza – rzucił. Odwróciła wzrok. Pocałował ją czule. Zaskoczona przypatrywała mu się w skupieniu.
- I się tak nie patrz bo to prawda – szepnął całując ją – Chcę po prostu wrócić tu. Tylko z tobą – złapał jej dłoń – I jak już poczujesz się tu pewnie, żebyś za mnie wyszła – dodał a jej oczy zrobiły się aż okrągłe z zaskoczenia. Czy on czasem nie...
- Sebastian – mruknęła dosyć niepewnie. Cmoknął czubek jej nosa.
- Tak, właśnie ci się oświadczyłem na szczycie jednej z hałd – odparł. Nie wiedziała co ma zrobić. Wpatrywała się w te tęczówki w skupieniu. Nie chciał by teraz odpowiadała. Chciał tylko by wiedziała, że wszystko co związane jest z nimi bierze na poważnie. Wtuliła się w niego. Oparł podbródek na czubku jej głowy.
- Zgoda – usłyszał nagle. Przytulił ją jeszcze mocniej. Jego mała blondynka. Był szczęściarzem.
                                            Parsknęła śmiechem. Jego mama korzystając z tego, że Sebastian nie pilnuje swojej wybranki serca postanowiła z nią porozmawiać.
- A po studiach co zamierzasz? - zerknęła na blondynkę.
- No pracować w swoim kierunku. Chcę po prostu robić to co lubię – oznajmiła.
- Czyli biegać po lesie?
- Dokładnie tak – szeroki uśmiech wkroczył na jej twarz. Widać, że oddaje temu pasje.
- A nie boisz się?
- Zwierzęta boją się nas bardziej, niż my ich – oznajmiła. Zerknęła na zegarek. Pięć minut wydłużyło mu się do godziny. Ale dobra, on jest u siebie. A ona? Może w spokoju poznać kobietę, która straciła wiele nerwów przez jej faceta. Była wspaniałą kobietą, z której emanowało ciepło. I miała w sobie wiele zaparcia. Nie pozwalała nikomu mówić o jej synach źle. Walczyła o nich jak lwica. Magda rozumiała tę więź, która łączyła ją z Sebastianem. Znała doskonale całą historię. Nie chciała stąd wracać, o dziwo.

                                                                      Brunet zerknął na nią. Tonęła w uścisku jego mamy. Musieli wracać już do Poznania. O dziwo nawet ona zrobiła sobie wolne od uczelni. Był poniedziałek i postanowili wyruszyć w kierunku stolicy Wielkopolski.
- Przyjedźcie niedługo – cmoknęła polik syna i spojrzała w jego oczy.
- Szybciej niż ci się wydaje – zaśmiał się – Kocham cie – dodał.
- Ja ciebie też – szepnęła. Magda zgasiła papierosa i zerknęła na nich z uśmiechem. Nie robiło to na niej wrażenia. Po wielogodzinnych debatach przeprowadzonych z jego mamą rozumiała wiele. Rodzina była dla nich najważniejsza. A ona była tym szczerze i pozytywnie zaskoczona. Że gdzieś istnieją jeszcze takie rodziny. Które wartości posiadają. 

środa, 22 maja 2013

Rozdział 47


 Uniosła wzrok słysząc jak Sebastian wkroczył do mieszkania. Zaklął czując jak zderza się z walizką. Zaskoczony spojrzał na bagaż stojący w przedpokoju. Poprawił torbę i wszedł dalej. Blondynka uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Cześć – nachylił się całując ją czule – Co to za walizka? - wskazał na drzwi.
- Kamila przenosi się do nas. No w weekend jedziecie, więc sobie razem spożytkujemy wolne od dwu Salbertów – oznajmiła wstając. Roześmiał się w głos i kręcąc głową zniknął w sypialni. Magda przeszła do kuchni. Zerknęła na blat. Nie uśmiechało jej się to, że po raz kolejny spędzi weekend bez niego. Nie uśmiechało jej się to, że znów Sebastian będzie odsypiał pół dnia cały weekend. Chciała go mieć cały czas dla siebie. Myślała egoistycznie ale powoli nie daje rady. Co weekend gdzieś jeździ, co weekend nie ma go obok. Zagryzła wargę patrząc na okno. Czemu raz nie może powiedzieć 'Kochanie nigdzie nie jadę!' ? Wcisnęła dłonie do kieszeni spodni i odwróciła się do kuchenki. Księciunio jest na pewno głodny.
                                               Pisnęła wpatrując się w niego z zaskoczeniem. Brunet był bardziej zaskoczony jej miną niż piskiem, który wydobył się z jej gardła.
- No co?
- Sebek to twoja mama. TWOJA! - zaakcentowała czując rosnącą panikę. A on roześmiał się w głos. Ściągnęła brwi nie rozumiejąc jego rozbawienia.
- No to co? Boisz się?
- Wiadro – warknęła zrezygnowana – Oczywiście – objął ją ramieniem i cmoknął jej skroń. Uniosła wzrok na niego.
- Kochanie, mogę zapewnić, że moja mama nie jest psychopatką. Nikt cie tam nie zabije i nie zakopie – mruknął.
- Może dla ciebie nie... Ale dla mnie to może już inaczej wyglądać – rzuciła. Roześmiał się w głos. Bała się i nawet tego nie ukrywała. Nie wiedział jak to interpretować. Westchnął i złapał jej dłonie.
- Madzia – spojrzał w jej oczy – Przypominam, że obiecałaś mi. Powiedziałaś, że kiedyś pojedziemy do Mikołowa. I jak nagle mam wolny weekend ty zaczynasz się bać – odparł. Ściągnęła brwi.
- Widzisz – rzuciła – Powiedziałam ci, że pojedziemy ale jak się z tym psychicznie nastawię. Zresztą to będzie twój pierwszy weekend bez koncertów i zamiast spędzić go tylko ze mną to wolisz znów gdzieś jechać – mruknęła ze złością. Westchnął. Przypatrywała mu się tym pełnym wyrzutu wzrokiem.
- Wiem, ale obiecałem... Zresztą z tobą spędzę całe życie, aż się mną zbrzydzisz. I cały jutrzejszy dzień do tego, bo nie chce mi się do pracy jechać – oznajmił z powagą. Ściągnęła brwi przypatrując mu się w skupieniu. Pokazała mu język.
- Jesteś okropny – rzuciła. Zaśmiał się cicho.
- Też cie kocham – cmoknął jej czoło zamykając ją w swoim uścisku.
                                                         Uniósł powieki i zerknął na puste miejsce obok. Co to ma być? Wyciągnął rękę do tyłu i złapał za telefon. Trzecia dwadzieścia. No ona oszalała? Westchnął zrezygnowany i naszła go ochota, żeby przywiązać ją do łóżka i kazać spać dopóki nie wypocznie. Zauważył ostatnio u Magdy nocne przesiadywanie nad książkami. I tak ślęczała do trzeciej, wstawała po ósmej i goniła na zajęcia. Tam do dwudziestej lub szesnastej. Nie wytrzyma długo. Nie da sobie rady. Usiadł. No przywiąże ją do łóżka. A obiecała mu, że w nocy uczyć się nie będzie. To co, że w tym roku pisze licencjat? Ona, ze swoją wiedzą i pasją, da sobie radę z pracą. Powoli podniósł się. Nie pozwoli jej się wykończyć. Wszedł z impetem do pokoju ale zaskoczony zdał sobie sprawę, że tu nikogo nie ma.
Siedziała na balkonie paląc kolejnego papierosa. Słuchała Marcina w skupieniu psiocząc pod nosem. Otuliła się szczelniej kocem.
- Ale ja sobie poradzę – oznajmił blondyn.
- Marcin masz przyjechać – rzuciła ze złością
- Bo?
- Ja pojadę po ciebie i przy okazji zabije tę labadziarę – rzuciła ze złością.
- Mała spokojnie. Nie musisz, nie warto – odparł. Blondynka wywróciła oczami. Oczywiście, że i tak jej przyłoży. Aż jej się bigos z komunii odbije. Za to co zrobiła. Blada łajza... Ogarnęła ją wściekłość i nawet tego nie ukrywała.
- Ale nie rycz – rzuciła płaczliwie słysząc świst w słuchawce – Bo będę ci wyć do słuchawki – dodała. Usłyszała parsknięcie.
- Tobie...
- Nie jest mi to łatwo mówić. Bo sama jestem w podobnym związku. Znaczy no wiesz chodzi o staż – mruknęła unosząc wzrok. Sebastian stał po drugiej stronie drzwi i przypatrywał się jej w skupieniu. Pokręciła głową i ponownie spojrzała na miasto.
- Ale ty byś sobie poradziła... Bo jesteś zajebiście silna psychicznie – oznajmił.
- Nie – pokręciła głową – Nie w tej sytuacji – mruknęła. Blondyn uśmiechnął się. Oczywiście, że był szczęśliwy. Bo Magda miała kogoś, kto szanował ją, kochał za to jaka jest. Może początkowa niechęć do Sebastiana teraz odeszła. Zrozumiał, że to nie ta sama śpiewka.
- No, no... A jak się czujesz z tym, że poznasz jego mamę? - ściągnęła brwi
- Przeraża mnie to – rzuciła z powagą. Usłyszała jego uśmiech i poczuła się lepiej.
                                   Spojrzał na nią, gdy weszła do sypialni.
- Jeszcze nie śpisz? - zdziwiła się
- Uciekłaś – oznajmił z powagą. Wsunęła się na łóżko dalej otulając się kocem. Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Przepraszam – mruknęła wsuwając się pod kołdrę. Objął ją czując jak drży z zimna. Jęknął czując jej chłodne stopy wsuwające się pomiędzy jego łydki.
- Co u Marcina? - potarł jej ramiona. Westchnęła zagryzając wargę.
- Kupię kuszę, serio – mruknęła – Ta labadziara wywaliła go dzisiaj z mieszkania. Bo się jej znudził – dodała. Była wściekła i on to rozumiał. Wiedział o tej dziwnej przyjaźni jaka zrodziła się między nimi. Nie przeszkadzało mu to. Ale wiedział, że Marcin za nim nie przepada. Nie wiedział skąd to się wzięło. Ale działało to w obie strony.
- Ale po co ci kusza?
- Żeby odstrzelić jej ten parszywy łeb – warknęła. Uśmiechnął się. To co mówiła bawiło go niezmiernie. Jak była wściekła potrafiła odgrażać się wszystkim i w każdym języku który znała. Cmoknął jej czoło.
- Już się nie denerwuj – mruknął – Najwyraźniej ta dziewczyna nie była go warta w jakikolwiek sposób
- Oczywiście, że nie była. No proszę cię – złość zaczęła ustępować senności. Uśmiechnął się.
- Żadna plastikowa tyczka na fasole nie będzie mojego brata wodzić za nos – rzuciła. Zaśmiał się cicho i spojrzał na nią. Wtuliła się w niego.
- Rozumiem – zamknął oczy – Ale idziemy teraz spać?
- Idziemy. Jutro skonstruuje ten miecz zagłady – szepnęła zamykając oczy.
Tym co zerwało go ze snu to dźwięk jego telefonu. Zapomniał o budziku. Złapał za niego, nim Magda się obudzi. Niech w końcu się wyśpią. Oboje... Każdemu się to należało. Wyłączył go.
- I tak słyszałam – rzuciła blondynka czując jak przytula się do niej. Uśmiechnął się do niej.
- Wybacz – cmoknął jej kark. Mruknęła odwracając się do niego twarzą. Wtuliła się w niego czując jego miarowy oddech na ramieniu. Uśmiechnął się pod nosem.
                                                Walizka spoczęła w bagażniku. Magda spojrzała na niego z pewnymi obawami. Uśmiechnął się.
- Nie rozumiem co cie przeraża. Jak tylko coś ci się nie spodoba to powiesz na głos – pocałował ją. Wyjechali w piątek po zajęciach. Magda nie chciała odpuścić sobie jednego dnia. Zagryzła wargę.
- Wiem – rzuciła. Nie musiała mu mówić, że wypytała Kamilę o jego mamę. I była przerażona. Sebastian był ukochanym syneczkiem swojej mamy. Wojtek tak się nie liczył. Bo Sebuś, to był Sebuś. I żadna siła nie była w stanie tego zmienić. Może i nie była zbyt zaborcza ale nie ukrywała, że martwi się o swoich synów. Namawiała ich do powrotu na Śląsk. Od wielu lat to powtarza. 
-----------------------------------------------------
Herzlich wilkomenn !
Wróciłam, ale nie dlatego że komputer sie naprawił. Bo ile można czekać?
Ale jestem! 

wtorek, 9 kwietnia 2013

Informacja

Uwaga.
Epicentrum złości dzisiejszego dnia skupiło sie na moim komputerze. Fakt, że jest stary. Ale mój emeryt śmigał bez problemów. No do dzisiaj.
Siadł system operacyjny ( a raczej jakiś plik, bez którego ruszyć nie może)
Zawieszam na czas nieokreślony. Ale proszę informujcie mnie dalej bo będę na bierząco czytać.
Pozdrawiam
Diamencik ;*

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 46

                   Blondynka otworzyła oczy i spojrzała na Marcina. Blondyn z delikatnym uśmiechem spojrzał na nią. Przetarła oczy i spojrzała na niego z uśmiechem.
- Wreszcie. Kobieto ile można spać? - zdziwił się wstając
- Cały czas. Ale co mi tam... - zeszła z łóżka. Czuła się niesamowicie wyluzowana. Pobyt w kampusie sprawił że jej problemy z Sebastianem i jego byłą dziewczyną z którą się teraz przyjaźni odeszły w dal. Nawet teraz to było bez znaczenia bo była wśród swoich ludzi. Wśród ludzi którzy powodowali w niej szeroki uśmiech. I mogła prowadzić normalne życie. Bez Sebastiana. A to życie jest wspaniałe. Nikt ją nie śledzi, nie obserwuje. Jest wśród normalnych ludzi.
- Jasne. Chodź coś zjeść i idziemy grać – spojrzał na nią. Odgarnęła włosy w tył.
- To musimy pojechać do mnie. Muszę wziąć jakiś dres – wyjaśniła. Blondyn spojrzał na nią. Miał nadzieję że to poskutkuje. Że jednak odpuści sobie mieszkanie z nim i wróci tu. Miejsce w tym pokoju nadal na nią czekało. A teraz jeszcze doszła do tego sprawa z jego byłą panną. Uśmiechnął się pod nosem.
- To się gibniemy. Akurat to po drodze – wyjaśnił wstając. Magda weszła do łazienki. Pobyt tu sprawiał że jej skołatane nerwy były już bardziej spokojne. Nie musiała się tu martwić o cokolwiek.
                                     Brunet zaskoczony zerknął na zamykające się za blondynką drzwi. Wpadła tylko do mieszkania. Złapała jakieś dresy i całując go rzuciła że idzie grać i że może dzisiaj też zostanie na kampusie żeby z dziewczynami się uczyć. Poczuł się dziwnie. Odrzucony i cholernie samotny. W nocy budził się kilkakrotnie. A po prostu nie było jej obok. Spał sam w tym już za dużym dla niego łóżku. Czuł się samotny. Nie rozumiał jej zachowania. Nie rozumiał nawet tego co się stało. Opadł na sofę i tępo zerknął w okno. Ogarnęła go dziwna obawa że to już przestaje istnieć.
                                        Parsknęła śmiechem uchylając się przed uściskiem Tomka który od kilku chwil starał się ją pochwycić. Uskoczyła na materac i po chwili wsunęła się za Marcina.
- Weź go no! - pisnęła. Blondyn roześmiał się w głos.
- Ale co ja mogę. Tomek biorę cię – odparł
- Stary czekaj aż wrócimy na kampus. Nie mów o tym na lewo i prawo co – pokazał mu język kiwając palcem. Parsknęli śmiechem. Magda zerknęła na telefon wtulając się w plecy blondyna. Ten zaśmiał się i spojrzał na Magdę która zawzięcie pisała jakąś wiadomość. Czuła się dziwnie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę że go unika. Że teraz nie chce go ograniczać i daje mu wolną rękę. Mimo że trochę za nim tęskniła.
- To o co gramy? - Patryk kopnął w ich kierunku piłkę. Magda wychyliła się zza Marcina i złapała ją
- O satysfakcję – Klaudia zabrała koleżance piłkę.
                              Spojrzał na nią. Wróciła do mieszkania z widocznym zmęczeniem na twarzy. Uśmiechnął się do niej gdy odłożyła torbę przy sofie i usiadła naprzeciw niego.
- Co się dzieje? - szepnął z niepokojem. Blondynka westchnęła
- Dlaczego nie powiedziałeś że to twoja była? Że ona w ogóle przyjeżdża? - wzruszyła ramionami oplatając się bluzą. Westchnął. Wiedział że o to chodzi. Był pewien. Spojrzał na nią. Z tymi wielkimi smutnymi oczyma wyglądał jak skrzywdzona lalka.
- Nie chciałem cie martwić – szepnął
- Sebek... Inaczej bym na to spoglądała. A tak... Wczoraj się dowiaduje że ty i ona – pokręciła głową zagryzając nerwowo wargę. Poczuł jak jego serce zaczyna nagle z ogromną siłą walić w jego żebra.
- Przepraszam. Ale się bałem że będziesz na nią od razu nastawiona na anty – mruknął. Blondynka wzruszyła ramionami i podniosła się. Dla niej temat był już skończony. Spojrzał na nią jak łapiąc za torbę znika w sypialni. Zamknęła cicho drzwi i zsunęła z siebie bluzę. Zerknęła na ramie. Siniak robił się bardzo widoczny. Zaklęła pod nosem.
                           Kiedy otworzył drzwi ona drzemała na łóżku zwinięta w kłębek z napiętą twarzą. Westchnął zerkając na nią. Przecież dla niego nic się nie zmieniło. Nic a nic. Nadal ją kocha tak bardzo jak zanim pojawiła się Lilu. Nie ma możliwości żeby to co czuł do Lilki w jakimś stopniu odżyło. Nie było to prawdopodobne. Przecież teraz całym jego sercem i duszą zawładnęła Magda. Tylko ona się liczyła. Zagryzł wargę.
Otworzyła oczy słysząc jak brunet błąka się po pokoju. Usiadła na łóżku. Brunet odwrócił się do niej wciskając na siebie koszulkę.
- Nie kochasz jej? - szepnęła z tą dziecięcą nadzieją. Spojrzał na nią z uśmiechem. Po chwili wszedł na łóżko.
- Mogę zapewnić. Ją kocham jak siostrę. A ty jesteś moim skarbem – szepnął. Na jej twarz wkroczył szeroki uśmiech. Nadal nieśmiały ale jednak uśmiech.
- I nie możesz się o to złościć bo to jest tak samo jak ty i Marcin – dodał.
- Ale ja z Marcinem nie spałam – odparła. Zaśmiał się cicho i zerknął na nią z rozbawieniem. Uniosła brew. Cmoknął jej czoło.
- Kocham te twoje mądrości – spojrzał w jej oczy. Zachichotała.
                                    Lilu weszła z Minixem i Kamilą do mieszkania. Zaskoczeni spojrzeli na Sebastiana i Magdę którzy spali na kanapie przed telewizorem. Kamila uśmiechnęła się ckliwie. Lilu poczuła delikatne ukłucie zazdrości. Przecież to był jej facet. Kiedyś.
- Ojj jak słodko. To może wpadasz do nas? - Wojtek zerknął na nią z zaciekawieniem.
- Chyba tak. Bo widzę że oni są zajęci sobą – szepnęła. Kamila zaśmiała się i wyszli zostawiając ich samych. Minix poczuł ulgę. Sebastian rozmawiał dzisiaj z nim i był przerażony nieobecnością Magdy. Bał się że ta bajka się kończy. Ale tak jak on uważał. Było to zbędne. Magda nie potrafiłaby jego brata zostawić. I wiedział o tym doskonale. Widział to w jej uśmiechu gdy śmiała się do Sebastiana.
Ocknął się słysząc jak burza rozbrzmiewa kilka kilometrów od nich. Blondynka leżała obok ciasno wtulona w niego. Objął ją ciasno. Przecież bała się burzy. Spojrzał na nią. Spała nadal. Musiała być naprawdę zmęczona że nawet to ją nie obudziło. Spojrzał na jej twarz. Skupioną ze ściągniętymi brwiami. Nie spodziewał się nawet... Szeroki uśmiech wkroczył na jego twarz. Była zazdrosna. I to jak... Widział to w jej oczach i słyszał w jej tonie. Nie mógł uwierzyć. Z początku nie mógł w jakikolwiek sposób wyjaśnić. Ale teraz już wie że to zazdrość.
                                      Klaudia zerknęła na Magdę. Ta westchnęła odkładając iPoda na stolik.
- Dałam mu spokój. Znaczy żeby się z nią nagadał i w ogóle – pokręciła głową czując jak bolą ją mięśnie karku. Przespała prawie cały dzień na kanapie.
- I zostajesz z nami? - Marcin usiadł obok niej całując jej polik
- Dopóki się mną nie zbrzydzisz – wyszczerzyła się do niego. Parsknął śmiechem. Dziewczyna wywróciła oczami i wróciła do mieszania soku w swoim drinku.
- To idziemy do kina. Bo na bilard nie mam ochoty – Tomek zerknął na komórkę z rozkładem seansów filmowych
- Zależy co grają – Klaudia wzruszyła ramionami.
- Paranormal activty, Ksiądz w trzy de, Kac Vegas dwa, Kubuś Puchatek, ostatni Harry Potter, Sala Samobójców, Ondine albo Koszmar z ulicy Wiązów – wyczytał zerkając na kumpli. Magda chciała już coś powiedzieć ale Marcin zasłonił jej usta dłonią uniemożliwiając jej wysłowienie się. Wiedział już co wybierze Magda. Horror. Ale on nie miał ochoty na hektolitry wylanej krwi.
                                             Ostatniego wieczoru Magda miała wyjść tylko z Lilu, co Sebastian przyjął z ulgą wymieszaną z paniką. Dziewczyna poprawiła włosy odgarniając grzywkę w tył. Uniosła brew obserwując go w odbiciu.
- Co?
- Mam tylko nadzieję, że i w tym przypadku wszystko skończy się jak z Anką – odparł. Wzruszyła ramionami nachylając się po buty. Nie podobał jej się za bardzo ten pomysł, ale i Marcin i Sebastian nie rozumieli tego. Wręcz jeszcze ją namawiali, żeby wyszła z nią. W końcu to tylko jedno wyjście, a blondynka zna Poznań jak mało kto więc jak tylko Lilu ją zdenerwuje wsiądzie w jakikolwiek autobus lub tramwaj i dojedzie gdzie chce. Ale wróci. Usłyszała jak sprężyny w materacu rozluźniają się, a po chwili poczuła te ciepłe ramiona oplatające ją dookoła. Cmoknął jej kark.
- Wiem, że to mój błąd. Ale wierze, że wszystko się ułoży – rzucił cicho. Pogładziła jego ramiona.
- się zobaczy – cmoknęła jego dłonie i wyswobodziła z jego objęć.
                                          Blondynki na początku czuły się dosyć dziwnie w swoim towarzystwie. Lilu spoglądała na nią z zaciekawieniem badając każdą jej minę. A Magda trzymała się dosyć na dystans.
- Mogę cie o coś prosić? - ciszę przerwała wokalistka, która po raz kolejny zamieszała w swoim drinku.
- Słucham – Magda uniosła brew.
- Nie złam mu serca co? Wiesz, my próbowaliśmy być razem ale my po prostu ciągle jeździliśmy na koncerty i rzadko się widzieliśmy i...
- Przepraszam że przerwę ale nie obchodzi mnie to co było między wami. Nie patrzę w przeszłość bo tego nie wymaga sytuacja więc za przeproszeniem daruj sobie gadki umoralniające i porozmawiajmy o czymś innym – Magda pokręciła głową a Złotowłosa poczuła dziwny skurcz w żołądku. I delikatną złość. Blondynka była bezczelna. Wzięła głęboki wdech.
                                             Stop, Lilu właśnie teraz zaczęła żałować tego gardzącego pierwszego wrażenia jakie wywarła na niej Magda. Blondynka była zabójcza, inteligentna i wystarczyło tylko nie traktować jej z góry. Po upływie jakiegoś czasu rozmawiały ze sobą bez najmniejszych problemów.
                                                  Drzwi otworzyły się z hukiem. Brunet poderwał się jak oparzony z kanapy zwalając komórkę na podłogę. Oczywiście, że nie spał. Czekał aż one łaskawie wrócą. O ile nie zabiły się po drodze. Zaskoczony zatrzymał się widząc jak Magda z Lilu wtoczyły się do mieszkania śmiejąc się w głos, oplatając ramionami i z butelkami piwa. Zatrzymały się zaskoczone.
- Oooo... - Lilu wyprostowała się – Dostanie mi się za to, że ją schlałam czy za to że dopiero teraz wracamy? - mruknęła pijacko. Sebastian stał ogłupiały i osłupiały wpatrując się w obie. Wyszły... Dobre cztery godziny temu. Wróć wyszły po dziewiętnastej a zbliża się pierwsza w nocy.
- Nie dostanie ci się. Do gardła mi nie wlewałaś – Magda podeszła do bruneta. Spojrzał na nią a po chwili uśmiechnął się szeroko. Zależało mu jak jasna cholera na tym aby one się dogadały.
- Widzę że potrzebujecie snu – rzucił. Blondynka wywróciła oczami i skierowała się do pokoju. Rzuciła krótkie dobranoc i zostawiła ich samych.
- Rahim – Lilu złapała głęboki wdech prostując się – Jeśli tylko to spierdolisz to tą oto ręką cie uduszę i wykastruję. Albo nie najpierw urwę ci jaja a potem głowę – rzuciła upijając ostatni łyk. Butelka spoczęła na stoliku.
- Biorę to do serca. A teraz goń do łóżka – wskazał na drzwi. Blondynka mruknęła coś pod nosem i weszła do pokoju. Kiedy on znalazł się w łóżku Magda spała jak skała. O ile można nazwać to snem. Mamrotała coś przez sen rozwalona na całym łóżku. Nie kimnie się na kanapie. Niech ona zapomni. Przesunął ją delikatnie i położył obok.

--------------------------------

Czytając to zakończenie, zastanawiam sie czy na pewno ja to napisałam :) 

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 45

Wszedł do pokoju. Magda odsunęła wzrok od książki. Brunet położył się zakopując się pod kołdrę. Oparł głowę na jej ramieniu i zerknął na książkę którą czytała. Uniosła brew gdy skrzywił się.
- Co się dzieje? - usiadła.
- Jak ty możesz to czytać?
- To znaczy?
- Przecież to jest obrzydliwe – spojrzał na nią. Parsknęła śmiechem całując jego czoło. Spojrzała w jego oczy i pokręciła głową. Złożyła książkę odkładając ją na szafkę. Pochyliła się nad nim. Spojrzał w jej oczy.
- To jest ciekawie. Sebek... Zastanów się. Przecież tak naprawdę takie coś w nas siedzi. King opisuje wszystko w lekki sposób i w ogóle. Pozwala poznać zakamarki własnej duszy – oparła się ramieniem o jego klatę piersiową.
- Wiesz. Może ty czytaj coś innego – zerknął na nią.
- Jakieś mdłe romansidła? - prychnęła. Roześmiał się w głos i spojrzał na nią z rozbawieniem
- Nie wiem... Cokolwiek ale nie to – skrzywił się. Cmoknęła jego wargi.
- Ale porozmawiamy o tym jutro. Teraz idziemy już grzecznie spać – szepnęła.
- No... Masz czasami rację - pogłaskał jej dłoń. Zaśmiała się kładąc obok. Objął ją ciasno całując czule jej kark. Zamruczała zamykając oczy.
                                                   Obudził się w momencie gdy spadał z łóżka. Zaklął cicho. Spojrzał na zaspaną Magdę która ze złością cisnęła w niego jego komórkę.
- Dźwięki się wyłącza – syknęła i wróciła do spania. Telefon nie dawał za wygraną. Przetarł oczy i zerknął na wyświetlacz. Wyciszył sygnał i podniósł się. Dochodziła czwarta rano. Jęknął cicho i spojrzał na śpiącą Magdę. Blondynka starała się zasnąć ale Sebastian nie raczył odebrać telefonu. W chwilę później zaczął dzwonić domofon. Jego cichy ale piskliwy głos rozniósł się po mieszkaniu. Westchnęła i po chwili otoczyła ją cisza. Brunet poczuł jakby oberwał obuchem w głowę. Zapomniał zupełnie o tym. Magdzie nie mówił nic. Wcisnął zamek i na palcach podszedł do drzwi od sypialni zamykając je najciszej jak to możliwe. Zapomniał! No to mu się dostanie. Żeby tylko Magda się nie obudziła. Otworzył drzwi i spojrzał na blondynkę stojącą na klatce. Na jej widok uśmiechnął się szeroko.
- Lilu – zaśmiał się. Spojrzała na niego.
- Rah. Bożesz aleś się spasł – odparła przytulając się do niego. Objął ją ciasno. Jej płaszcz był nadal wilgotny. Za oknem lało jak cholera.
- Nie palę – oznajmił z dumą. Dziewczyna odsunęła się od niego. Tęskniła za tą jego gębą rodem ze Śląska. A teraz ma chwilę żeby go zobaczyć ponownie.
- Ciekawie skąd ci się to wzięło – postawiła walizkę w mieszkaniu zamykając drzwi. Brunet zabrał od niej płaszcz.
- Znikąd. Wielka akcja rzucania fajek w MaxFlo. Ja, Bob, Majkel, Trine i Gruby – oznajmił obejmując ją ramieniem.
- Nawet Trine? Mówiła przecież że nie rzuci nigdy – dziewczyna usiadła na sofie. Jej uwagę przykuły zeszyty i kilka kartek leżących na stoliku.
- Cuda się zdarzają. Coś do picia? - uniósł brew.
- Kawa i koniak – przeczesała palcami włosy. Spojrzała jak brunet znika w kuchni i spojrzała na karki. Wzięła jeden zeszyt do ręki i zaskoczona zaczęła czytać. To nie było nawet jego pismo. Wielkie, czytelne i okrągłe litery. Podniosła głowę. Ale to mieszkanie nie zmieniło nic w swoim wyglądzie. No chyba że było bardziej czysto. Podniosła się i weszła do kuchni którą już tą kuchnię przypominała. Pełno sztućców i przyprawy i kilka noży i książki kucharskie. Brunet obrócił się w jej stronę.
- Chyba coś się pozmieniało co? - podeszła do niego. Uniósł brew
- Za czysto się tu zrobiło a zresztą twoje pismo jest koślawe – odparła. Roześmiał się w głos i spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Jak ty mnie dobrze znasz – spojrzał na nią. Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- No więc? - uniosła brew poprawiając włosy. Podał jej kubek z kawą
- Co więc? - ruszyli na powrót do pokoju. Blondynka usiadła na sofie.
- Jak się nazywa. Skąd jest. Jak długo już jesteście razem i w ogóle. Mów mi tu wszystko – jej żywiołowość doprowadzała go do śmiechu. Uniósł brew i spojrzał w jakiś punkt poza Lilu. Na jego twarz wkroczył szeroki uśmiech.
- A może ona sama ci powie? - wskazał na dziewczynę stojącą za Lilu. Blondynka odwróciła głowę i spojrzała na dziewczynę która owinięta kocem wyglądała jakby dopiero co wstała. Jej długie, blond loki oplatały jej twarz. Przetarła oko i spojrzała z zaskoczeniem na Lilu. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej szeroko i wstała.
- Miałam cie opierdzielić że nie śpisz. Ale widzę że jesteś zajęty – jej delikatny ton zadziwił dziewczynę. Miała naprawdę zimny, opanowany głos. Widać było że każde słowo jest przemyślane.
- Przepraszam. Ale ty wracaj do spania – szepnął.
- Z chęcią. Dobranoc – wróciła do pokoju. Zamknęła cicho drzwi lecz po chwili otworzyły się z hukiem. Podeszła do dziewczyny
- Przepraszam. Się nie przedstawiłam – wyciągnęła do Lilu dłoń – Magda – dodała.
- Lilu – odparła z rozbawieniem ściskając jej dłoń. Po chwili Magda wróciła do spania. Lilu spojrzała na bruneta.
- Słodka – usiadła naprzeciw. Sebastian roześmiał się w głos i wrócił do kawy.
- Ale mów co u ciebie – poprosił.
                                                           Otworzyła oczy i spojrzała na śpiącego Sebastiana. Usiadła zerkając na zegarek. Zajęcia ma dopiero po południu więc może w spokoju się wyrobić. Zeszła z łóżka i całując bruneta przeszłą do łazienki. Spojrzała na siebie w lustrze. Nie wyspała się. Wróciłaby z chęcią do łóżka ale bardziej była głodna. I to wygrało. Zniknęła w kuchni spojrzała na kubki w zlewie. Podrapała się po karku. Śniło jej się coś dziwnego. Ale … Potrząsnęła głową i włączyła cicho muzykę. Brunet spał nadal. Nie chciała go obudzić. Musi się wyspać. Otworzyła lodówkę.
- Wreszcie mogę cie poznać – usłyszała za sobą i poderwała się przestraszona. Serce to miało jej zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Odwróciła i spojrzała na blondynkę.
- Słucham. Kim ty w ogóle …
- Lilu. Poznałyśmy się w nocy – odparła z uśmiechem. Magda zaśmiała się w głos. Lilu zerknęła na nią z zaciekawieniem. Teraz prezentowała się cała. Była drobna ale miała w sobie coś takiego co sprawiało że nie można było jej traktować obojętnie. Magda zerknęła na nią z zaskoczeniem.
- Cholera – zaśmiała się – Słuchałam twojej pierwszej płyty – dodała.
- Z neta?
- Niee... Z Empiku – wyjaśniła z nieukrywanym rozbawieniem. Lilu zaskoczona spojrzała na nią. Blond włosy były związane w wysoki kok tak aby nie przeszkadzały.
- Zjesz coś? - Magda zerknęła na nią.
- Nie dzięki. Jem dopiero o dziesiątej – wyjaśniła. Blondynka wzruszyła ramionami i wróciła do przygotowania śniadania.
- Ale kawy się napiję – dodała
- A to musisz już sama przygotować. Ja się jej nie tykam bo nie piję kawy – wyjaśniła blondynka.
                                            Brunet otworzył drzwi i spojrzał na Lilu siedzącą przed telewizorem. Siedziała sama z kanapkami przed nosem. Odwróciła się w jego stronę. Uśmiechnął się do niej. Poczuł się tak jak dawniej. Gdy starali się być razem szczęśliwy. Dwa lata. Nie mógł się wtedy jeszcze tak wyleczyć z Bereniki jak teraz. Czuł się tak jakby nie było Magdy i nie było nikogo. Blondynka wróciła do oglądania telewizji.
- Ona jest prześwietna – oznajmiła spokojnie przeskakując kanał.
- Kto? - podrapał się po karku.
- Magda – wyjaśniła zerkając na niego jak na idiotę. Uniósł brew i po chwili ocknął się z letargu. Nie byli już razem. Potrząsnął głową i zniknął w kuchni.
                                             Blondynka cisnęła długopis przed siebie. Klaudia z Justyną spojrzały na nią z zaskoczeniem. Magda wygięła usta w podkówkę. Po chwili westchnęła.
- Ta panna jest jakaś dziwna – wyjaśniła
- Ale kto to jest? - Klaudia podrapała się po karku. Magda przeczesała palcami włosy.
- Lilu – szepnęła. Dziewczyny uniosły brwi szeroko otwierając oczy.
- Kpisz sobie? - Justyna poderwała się na krzesełku. Magda pokręciła głową. Dziewczyna miała w sobie coś takiego. Czuła się pewnie tam. Nie wiedziała nawet jak to interpretować. Spojrzała na przekreśloną kartkę.
- Ale przecież Lilu z Rahimem to była nawet ciekawa para jakieś dwa lata temu – Karolina spojrzała na nie zza PSP. We trzy spojrzały na nią zaskoczone.
-No wprost zajebiście – blondynka wstała i zapaliła. Nerwowo przeskakiwała ze stopy na stopę. Justyna podniosła się i podeszła do Magdy.
- Byli parą... Magda przestań już fiziować – oparła dłonie na jej ramionach.
- Dżasta! A jeśli ona... Kurwa mam dosyć! - cisnęła niedopałek pod nogi i z impetem zmiażdżyła go. Dziewczyny spojrzały na nią. Blondynka podniosła wzrok do nieba.
- A może potrzeba ci odreagować od niego. No wiesz... Zostań z nami po zajęciach. Idziemy na halę a potem na piwo – Klaudia uśmiechnęła się do niej szeroko. Magda wzruszyła ramionami i wsunęła palce we włosy. Miała serdecznie dosyć tej szopki. Nie tak sobie to teraz wyobrażała. Miała dosyć. Zaczęła wątpić że to odniesie sukces. Była zmęczona. Co chwilę musiała kogoś poznawać.
                                                    Spojrzał na wyświetlacz. Ściągnął brwi i odczytał wiadomość. Lilu z rozbawieniem spojrzała na niego. Magda miała na niego ogromny wpływ. Zaczął pisać SMS-y. I się bardziej wyluzował. Siedzieli na obiedzie w jakiejś kawiarni.
- Ile lat jest od ciebie młodsza? - uniosła brew
- Trzynaście – mruknął. Zakrztusiła się odrzucając sztućce. Poderwał się klepiąc ją po plecach. Podniosła ręce łapiąc powietrze. Usiadł i z niepokojem spojrzał na nią. Otarła łzy i spojrzała na niego łapiąc za szklankę.
- Oszalałeś prawda? Ty wiesz co obecne dwudziestki mają w głowie?
- Nie. Magda taka nie jest. Wiem co mówię – pokręcił głową.
- To znaczy?
- Ona jest zupełnie inna. Musisz ją poznać żeby wiedzieć o czym mówię – szepnął
- Super. To dzisiaj zabieram ją na jakiś pub – zatarła ręce.
- Chyba nie – pokręcił głową chowając komórkę.
- Czemu?
- Zostaje na kampusie na noc – oznajmił i poczuł się z tym dziwnie. Nie wiedział dlaczego tak się zachowuje. Przecież... Pokręcił głową. Mógł jej powiedzieć, że przyjeżdża do nich Lilu. Popełnił błąd. Mógł jej powiedzieć prawdę. Westchnął zerkając na ludzi. Zostawia go w spokoju. Jak to możliwe? Przecież on też tak zrobił ale nie mówił że nocuje u kogoś innego. Może się dowiedziała? Może wie że on i Lilu. Potrząsnął głową. Co to ma za znaczenie? Przecież teraz dla niego liczy się Magda.

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 44

    Niecierpliwie wyglądała na zegarek obracając głowę w różnych kierunkach. Przecież powinien już tu być. Westchnęła poirytowana i lekko zawiedziona. Tyle czasu go nie widziała. Odczuwała z tego tytułu ogromny dyskomfort. Najgorsze były noce gdy wracała do pustego mieszkania. Ogarniała ją wtedy chęć płaczu. Nie mogła jechać z nimi. Nie zawsze może mu towarzyszyć. Jęknęła czując jak do jej oczu zbierają się łzy. Nie ma go. Nie przyleciał. A może pomyliła daty? Albo godziny? Może w ogóle nie dzisiaj miał wracać? Usiadła na ławeczce w terminalu chowając twarz w dłoniach. To była istna głupota. Na pewno się pomyliła. Na pewno pokręciła daty. Ta chorobliwa tęsknota i chęć ujrzenia go ponownie sprawiła że nie myślała racjonalnie. Nie myślała w ogóle. Zagryzła wargę i opanowała się. Zabrała dłonie z twarzy i podniosła wzrok. Podskoczyła zaskoczona. Stał przed nią. Poderwała się rzucając się na niego. Jednak nie pomyliła się. Objął ją.
-Tęskniłam.- jęknęła cicho. Mruknął z uśmiechem.
-Ja również. Cholera te dwa miesiące były okropne.- oznajmił. Spojrzała na niego. Był potwornie zmęczony. Nie spał przynajmniej od dwu dni. Wiedziała o tym. Wiedziała kiedy nie spał. Dotknęła jego polika opuszkami palców. Był obok.
-Wracajmy.- oznajmiła cicho. Złapał jej dłoń. Wyszli z lotniska. Odetchnął z ulgą. Był już w domu. Był już przy niej. Ucieszyło go to. Ten czas dłużył mu się niesamowicie. Dwa miesiące. A wydawało mu się że minął rok. Albo i dekada. Zerknął na nią katem oka. Szła  w skupieniu trzymając kurczowo jego dłoń. Tak bardzo się cieszył. Dawała mu energię do tego aby wreszcie się uśmiechnąć. Zatrzymał się gdy otwierała bagażnik. Spojrzał na nią. Brakowało mu jej śmiechu i różnych teorii. Jej głosu, zapachu. Brakowało mu jej obecności. Wsiadł do auta. Zatopił się w miękkich siedzeniach i poczuł się niesamowicie senny. Spojrzał na nią. Skupiała się bardziej na drodze niż na jego obecności. Spojrzał na miasto. Wszystko było dla niego teraz jakby nowe. Dłuższy czas przebywał poza granicami kraju. Ulice były opustoszałe. Po kilku minutach byli już na miejscu. Dopiero teraz rozchmurzyła się. Uśmiechnęła się do niego. Objął ją ramieniem taszcząc za sobą niewiarygodnie ciężką torbę. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Marzył o kąpieli i śnie. Ostatnie dwa dni były niesamowicie ciężkie. Zero  snu. Biegał podjarany jak po koksie. Nie mógł się po prostu doczekać kiedy ją zobaczy. Nie odzywała się w ogóle. Poczuł dziwny dyskomfort z tego tytułu. Weszli do mieszkania.
-Stało się coś?- zapytał cicho gdy tylko zamknął drzwi. Pokręciła głową zagryzając wargę. Objął ją w pasie. Wtuliła się w niego.
-Po prostu tęskniłam za tobą.- oznajmiła cicho. Uśmiechnął się mimowolnie. Nie wyobrażała sobie nawet jak on tęsknił. Nie sądził że można tak odczuwać czyiś brak. Wiedział doskonale że ona czekała na niego. Ale myśl że nie mogła być obok niego napawała go niepohamowanym smutkiem. Teraz czuł jej ciepły oddech i jej  delikatny dotyk. Spojrzała na niego. Musnął czule jej wargi. Westchnęła z uwielbieniem. Objęła go za szyję.
-Musisz być bardzo zmęczony.- oznajmiła cicho. Pokiwał głową. Ona również wyglądała fatalnie. Cofnęła ręce. Cmoknął jej czoło i zniknął w sypialni.  Podeszła do okna. Zerknęła na zasypiające miasto. Uśmiechnęła się do swojego szarego odbicia. Był już obok niej. Napawało ją to szczęściem. Uzależniła się od jego obecności. To nawet nie była jeszcze rutyna. To było po prostu coś. To był jakiś impuls. To było coś niesamowitego. Nie sądziła że można tak pokochać drugą osobę. Każda chwila bez niego ciągnęła się w nieskończoność. Oparła się czołem o chłodną szybę. Westchnęła z uwielbieniem. Kochała go. Nie chciała nawet myśleć o tym jakby wyglądało jej życie gdyby nie ten koncert. Spojrzała w niebo z uśmiechem. Czyżby to była Boska opatrzność? Opuszkiem palca dotknęła szyby. Po kilku minutach odwróciła się i weszła do pokoju. Natknęła się na niego jak wychodził z łazienki. Uśmiechnął się do niej. Pocałowała go czule. Mruknął zerkając na nią.
-Dziękuje że jesteś.- mruknęła. Dotknął jej polika. Zamknęła oczy delektując się tym   dotykiem. Przysunął się bliżej niej. Spojrzała w jego oczy. Uśmiechnął się. Odsunęła się do niego. Pogładziła jej polik.
-Kładź się. Wyglądasz okropnie.- szepnęła z niepokojem. Jej spokojny, cichy głos w jego uszach brzmiał niesamowicie słodko i kojąco. Zniknęła w łazience. Nie miała ochotę brać kąpieli. Chciała jak najszybciej zatopić się w jego ramionach. Tak za tym tęskniła. Za jego zwykłą obecnością. Nie chciała mówić czegokolwiek. Łaknęła jego obecności. Jego głosu, dotyku, zapachu i tego uśmiechu. Sama nie czuła się lepiej. Była zmęczona wyczekiwaniem. Zmęczona odliczaniem dni. Wyszła z łazienki. Leżał na boku z twarzą zwróconą w stronę drzwi od łazienki. Uśmiechnął się na jej widok. Położyła się obok niego i od razu wtuliła się  w niego. Objął ją w pasie kładąc się na plecach. Oparła głową na jego barku. Opuszkiem palca wodziła po jego mostku. Zamruczał cicho wtulając twarz w jej włosy. Czuł jej delikatny oddech. Była jego szczęściem. Jego największym szczęściem. Dziękował Bogu za ten koncert. Inaczej byłaby kolejną fanką, która była na koncercie i zostaną jej wspomnienia. Nie musiał być dla niej Rahimem. Wystarczy że był Sebastianem. Uwielbiał ją za to że nie usłyszał nigdy z jej ust aby zwracała się do niego Rah, Rahim, Rahuene. Zero. Po prostu Sebastian. Aż bał się że zapomni swojego imienia. Położył dłoń na jej karku. Zamruczała. Zerknął na nią kątem oka.
-Kocham cie.- mruknęła. Uśmiechnął się do niej.
-Ja ciebie też. O masakra. I to jak bardzo.- mruknął do jej ucha.
                                                      Dochodziła pierwsza po południu. Spał nadal. Siedziała w sypialni wertując klasyfikację gruntów. Przejmowała wszystkie jego telefony żeby tylko nie obudził się. Dała mu spokój. Zerknęła na jego spokojną twarz. Uśmiechnęła się mimowolnie. Uwielbiała patrzeć na niego. Jego obecność dawała jej spokój. Był jej tym jedynym fartem o który się modliła. Wszyscy dostrzegali to. Był jej oparciem. Rozumiał ją niesamowicie. Przytakiwał często, ale jeśli zachodziła taka potrzeba interweniował. Dałaby się za niego pociachać. Wiedziała że nie daruje sobie tego jeśli on którego dnia zniknie. To było oczywiste. Spędziła z nim tyle czasu. Znała każdą jego minę. Wiedziała jak zareaguje. Zagryzła wargę i wróciła do czytania. Zatopiła się w lekturze a po chwili usłyszała jak poruszył się. Uniosła wzrok. Zerkał na nią z lekkim niedospaniem wypisanym na twarzy. Uśmiechnęła się do niego wstając. Usiadła obok niego. Przewrócił się na plecy i zerknął w jej oczy.
-Wyspałem się za wszelkie czasy.- mruknął lekko zaspany. Uśmiechnęła się gładząc jego polik. Zerknął na nią.
-Cieszy mnie to.- oznajmiła cicho. Położył głowę na jej udach. Zamknął oczy delektując się jej dotykiem. Gładziła jego kark. Objął ją.
-Uwielbiam cie Skarbie. Jesteś moim szczęściem.- mruknęła cicho do jego ucha. Uśmiechnął się do niej. Obrócił się na plecy.
-Nawet nie wiesz jak ja się ciesze że cie mam. Nie pozwolę i nie dam ci powodu żebyś odeszła.- mruknął. Cmoknęła jego wargi. Przyciągnął ją do siebie. Opadła na niego wybuchając śmiechem. Usłyszał jej śmiech i wszystkie problemy uciekły. Wpił się w jej usta zachłannie. Wsunęła palce w jego włosy. Przyciągnął ją do siebie.
                                          Pogładził jej nagie plecy. Westchnęła cicho z uwielbieniem. Spojrzała na niego.
-Miałam się uczyć.- szepnęła z lekkim zawodem. Wybuchnął śmiechem.
- Ty znając życie i tak w poniedziałek na zajęcia nie pójdziesz.- oznajmił.
-A skąd ta pewność?- uniosła się delikatnie na łokciach. Mruknął zerkając na nią.
- Ponieważ ja to wiem.- cmoknął jej usta kładąc dłonie na jej ramionach.
-To chyba nie jest pewne.- mruknęła odrywając się od niego. Roześmiał się cicho. Spojrzał na nią. Oparła głowę o jego bark. Pogładził ją po głowie. Opadł na poduszki pociągając ją za sobą. Uniosła wzrok.
-Nie jesteś głodny?- puknęła jego nos. Zamyślił się a po chwili pokiwał głową.
-Może trochę.- oznajmił. Dziewczyna cmoknęła jego wargi i zsunęła się z łóżka. Usiadł patrząc na nią zaskoczony. Zerknął na jej plecy.
-Dorabiałaś coś do tatuażu?- wypalił zaskoczony. Zatrzymała się gwałtownie i obróciła się w jego stronę. Uniósł brew.
-Tak. Mówiłam że go poprawię lub przerobię.- oznajmiła unosząc głowę. Ugryzł się w język za to pytanie. Pokręcił głową.
- To może walnij sobie to na całych plecach?
- Zmierzam powoli do tego- mruknęła
- Madzia no!- poderwał się. Znała jego stosunek do tatuaży. Nie podobał mu się jej feniks. A ta przeróbka na pewno też mu nie pod pasowała.
- No co!? To tylko płomienie.- zdziwiona skrzyżowała ręce na piersi.
-Uparta istoto. Nie chcę abyś tym pokryła swoje piękne plecy w stu procentach.- oznajmił podnosząc się. Zaskoczona wybałuszyła oczy. Czy on ją prosił? Czy on na nią nie krzyczy? Podrapała się po głowie.
- Zdrowy jesteś?- uniosła brew
-Eeee?
- Nie krzyczysz? Inaczej sobie tą reakcję widziałam.- wyjaśniła patrząc na jego zaskoczoną minę. Wywrócił oczami patrząc na nią.
- Powiedz mi skarbie co ja mogę.- oznajmił cicho.
-Przyznać że jest ładny.- zaśmiała się cicho opierając ręce na swoich biodrach. Pokręcił głową i spojrzał  na nią.
-Tego nie zrobię. Bo nie podobają mi się takie rzeczy. To jest niszczenie swojej skóry.- wyjaśnił.
- Zresztą nie bałaś się że może coś pójść nie tak? Że mogłabyś złapać jakiegoś syfa?- dodał unosząc brew. Usiadła obok niego.
- Jeśli chodzi ci o AIDS i WZW typu C to nie. Wierzyłam w człowieka który to robił bo tatuowanie to jego pasja której oddaje się w całości.- oznajmiła- I podziwiam go za to. Bo uparcie dążył do tego co ma osiągnąć.- wyjaśniła. Wywrócił oczami. Nie mógł tak naprawdę nie mógł. Była uparta a jak coś sobie obiecała to nie było możliwości żeby jej to wybić z głowy.
--------------------------------------------
Powoli zbieramy sie do końca ewig. Mam mieszane uczucia